Dotknięta głębokim kryzysem i drakońskim planem oszczędnościowym, lecz dysponująca niewielkimi środkami, Grecja musi stawić czoła napływowi imigrantów ze Środkowego Wschodu oraz z subkontynentu indyjskiego. Nie może też za bardzo liczyć na solidarność swoich europejskich partnerów.
Patras. To ważny grecki port położony około 120 km od Aten. Jest wczesne popołudnie, dwóch tutejszych oficerów marynarki patroluje nabrzeża, każdy z nich dzierży w ręku tyczki z lusterkiem do kontrolowania podwozia ciężarówek. Jak dotąd niczego podejrzanego nie zauważyli. Nagle zza potężnego kontenera wyskakuje trzech młodych mężczyzn i ucieka pędem w dół nabrzeża. Zaczynają ich gonić, ale cała scena kończy się, jeszcze zanim się zaczęła. Wystarczyła minuta, by trzem mężczyznom, dużo szybszym i znajdującym się prawdopodobnie w beznadziejnym położeniu, udało się zbiec i ukryć we wnętrzu zrujnowanego kompleksu przemysłowego.
Mężczyźni, jak wyjaśnia mi jeden ze strażników, to nielegalni imigranci, którzy prawdopodobnie spędzili noc w porcie, mając nadzieję, że uda im się ukryć nazajutrz w jednej z ciężarówek jadących do Włoch. Należą do wielkiej fali nielegalnych robotników, którzy próbują się przez Grecję dostać się do Europy, a prześlizgnięcie się przez sidła zastawione przez władze to tylko część podjętej przez nich operacji. „Dzień po dniu, dzień w dzień, powtarza się w kółko to samo”, skarży się próbujący złapać oddech policjant.
Grecja stała się powoli platformą tranzytu dla fali robotników napływającej ze Środkowego Wschodu i południowej Azji, uciekających z rynków pracy, na których spustoszenia dokonały polityczne zawirowania. Rok 2011 był pod tym względem bardzo trudny, a to ze względu na powstania w Afryce Północnej. Wykryto 140 980 osób, które nielegalnie przekroczyły granicę UE, 35 proc. więcej niż rok wcześniej, według danych udostępnionych przez Frontex, agencję UE zajmującą się kontrolowaniem granic, 40 proc. wszystkich nielegalnych przekroczeń granic zanotowano w Grecji. Do lipca tego roku 23 tys. osób zostało zatrzymanych podczas prób takich niezgodnych z prawem czynów, grubo ponad 30 proc. więcej niż w roku ubiegłym.
Kontrola granic w Grecji to nie jest nowy problem. Ale obecna trudna sytuacja kraju oraz restrykcje budżetowe uniemożliwiają realizację wysiłków na rzecz zmniejszenia nielegalnej imigracji. Aby przyjść Grecji z pomocą, Komisja Europejska – organ wykonawczy UE – przekazała jej 255 mln euro (331 mln dol.) na ochronę granic w okresie ostatnich dwóch lat. Ale to dużo mniej, niż daje innym krajom, które mają o wiele mniejsze problemy z granicami.
Ale ile by dała, i tak lata nadmiernie rozrośniętej biurokracji a teraz z kolei nowe restrykcje w udzielaniu Grecji pożyczek doprowadziły do tego, że utknęły nawet te najlepiej opracowane projekty. Jak podano w utajnionym raporcie UE, państwo to przyjęło do pracy jedynie 11 urzędników zajmujących się sprawami udzielania azylu, pomimo iż finansowało w ubiegłym roku 700 miejsc pracy.
Kolejny kryzys za rogiem
Jeśli dodamy do tego żałosne warunki przetrzymywania ludzi w centrach dla imigrantów, co ujawniają raporty urzędników UE i przedstawicieli organizacji humanitarnych, rosnący wewnętrzny niepokój wokół napływu cudzoziemców to już niebawem Grecja znajdzie się w obliczu kolejnego, i to gigantycznego, kryzysu. W odpowiedzi na to, rządowi urzędnicy powiadają, że robią wszystko, co w ich mocy, ale trzeba wziąć pod uwagę trudne warunki, w jakich przyszło im działać. Nowy minister bezpieczeństwa publicznego Grecji, Nikos Dendias twierdzi, że Grecja przywiązuje do sprawy granic ogromne znaczenie, ale że napływ z zagranicy osiąga rozmiary katastrofy. Nazywa on Grecję „strefą buforową Europy”, która dźwiga „nieproporcjonalny ciężar”.
Austriacka minister spraw wewnętrznych Johanna Mikl-Leitner porównała grecko-turecką granicę do „otwartych drzwi do stodoły” i jej rząd utrzymuje, że wyłączenie Grecji ze strefy Schengen powinno być brane pod rozwagę. Niemcy, Finlandia i Holandia – trzy rządy, które zajęły najtwardsze stanowisko wobec Aten podczas kryzysu euro – również wyraziły swoje zaniepokojenie względem greckich granic. Zdaniem dyplomatów, chciałyby one z powrotem wprowadzić kontrolę paszportów osób przybywających z Grecji, skutecznie izolując ją od pozostałej części strefy Schengen.
Wiele problemów dotyczy położonej na północy granicy Grecji z Turcją. Chodzi tu o siedemdziesięciodwukilometrową linię uskoku, nad którym dominuje rzeka Evros. Stała się najbardziej nieszczelną i politycznie groźną granicą Europy. Ale porty, takie jak Patras, przekształciły się dla nielegalnych imigrantów w najdogodniejsze przejścia z Grecji do pozostałych krajów Unii Europejskiej. To stąd odpływają oni przez morza Jońskie i Adriatyckie do Włoch, gdzie pozostaną albo będą próbowali się przedostać dalej. W strefie Schengen podróżnicy nie muszą pokazywać dokumentów, ale w wielu krajach rośnie liczba punktów kontrolnych umożliwiających wyłapanie nielegalnych imigrantów w momencie przekraczania granicy.
„Grecja to nie Europa”
Tu w Patras, trzecim największym porcie w kraju, kilka setek metrów od zacumowanych w porcie promów, smród wysychającego w upalnym słońcu moczu sugeruje obecność squottersów. Stare ślady pociągu, brudna ścieżka prowadzi do opuszczonej fabryki tekstyliów Piraiki Patraiki, znanej niegdyś w całym kraju, ale teraz, jak mówi straż graniczna, często zamieszkiwanej przez kilkunastu nielegalnych imigrantów. Razem z Afgańczykami, Pakistańczykami przebywali tu imigranci z Sudanu, Maroka i Somalii oraz kilku z Wybrzeża Kości Słoniowej. Mimo że ostatnio to miejsce zostało oczyszczone przez policję, około 80 mężczyzn śpi i je w opuszczonych pomieszczeniach, w których niegdyś przygotowywano bawełnę na eksport.
„Grecja to nie jest Europa. To Azja, Afryka, ale to nie jest Europa”, mówi dwudziestotrzyletni Mohammed Ashar przemieszkujący w opuszczonej fabryce. Urodzony w Maroku, zapłacił przemytnikowi, Kurdowi z Turcji 1500 euro (1950 dol.), aby ten pomógł mu przekroczyć rzekę Evros, ale został zatrzymany po stronie greckiej i zabrany do Fylakio, położonej w pobliżu izby zatrzymań. Tam pobrano mu odciski palców oraz zarejestrowano w bazie danych UE. W dokumentach zapisano jego datę urodzenia, pierwszy dzień roku 1989. Podobnie jak wiele innych osób przedostających się do Grecji, on nie zna daty swoich urodzin, a więc tak jak inni – został zarejestrowany pod datą 1 stycznia.
Aschtar otrzymał również dokument, w którym napisane jest, że na powrót do swojego domu ma miesiąc. To pokazuje jeszcze jedno wyzwanie, przed jakim stoi Grecja i jej europejscy partnerzy. Nielegalni imigranci mogą być przetrzymywani w izbach zatrzymań od kilku godzin do kilku tygodni, następnie otrzymują dokumenty, w których żąda się od nich opuszczenia kraju w okresie miesiąca. Pozwala to zaoszczędzić na kosztach odsyłania nielegalnych imigrantów do ich miejsc zamieszkania, ale ogranicza większość deportacji do tych złapanych, przebywających ponad 30 dni.
Podobnie jak wielu innych przed nim, Ashtar do domu nie powróci. Zamiast tego wyjedzie do Alexandroupolis oraz do Aten, a potem do Patras, uciekając przed aresztowaniem go podczas ewakuacji opuszczonej fabryki przez policję. Pod koniec lipca, po spędzeniu 9 miesięcy w Grecji, Ashkar prześliźnie się na statku do Włoch, gdzie ma zamiar pozostać na stałe. „tu nie ma pracy nawet dla samych Greków, jak tam może znaleźć się praca dla nas?”, pyta po angielsku z francuskim akcentem.
Granice kwestią suwerenności
Aczkolwiek na Grecji spoczywa ciężar presji politycznej, nie jest jasne, czy kraj ten ma rzeczywiście największy problem z nielegalną imigracją w Europie. W ubiegłym roku około 351 tys. ludzi przebywało w UE nielegalnie, bez przedłużania wizy, dwukrotnie więcej niż tych, którzy poruszali się po Europie bez żadnych dokumentów – twierdzi Frontex.
Ochrona granic jest sprawą narodowej suwerenności, której większość europejskich rządów nie jest skłonna powierzyć Brukseli. Komisja Europejska próbuje działać niczym imperium, które stara się za wszelką cenę zachować bezpaszportową strefę, ale Cecilia Malmström, unijny komisarz do spraw wewnętrznych, twierdzi, że dyskusje w sprawie imigracji stały się trudniejsze przy obecnym klimacie politycznym pomiędzy państwami członkowskimi.
W czerwcu ministrowie spraw wewnętrznych rządów UE domagali się, aby władze krajowe wyposażyć w uprawnienia zezwalające im na wprowadzanie kontroli paszportowej na granicach na okres dwóch lat, aby wyizolować ze strefy Schengen te państwa, w których można zaobserwować „poważne braki” w sprawowaniu kontroli na granicach. Ich głosowanie miało gorzki smak i doprowadziło do nadal nierozwiązanego konfliktu w Brukseli z Komisją Europejską oraz Parlamentem Europejskim – jedyną powszechnie wybraną instytucją – zwalczających tę decyzję .
W rzeczy samej to, jak UE zdecydowała się rozłożyć fundusze przeznaczone na ochronę granic, jest czymś w rodzaju politycznego futbolu oraz sprawozdaniem z wykonania zadania wykorzystania przez Grecję funduszy publicznych. Zgadzając się z tym, że są oni pokrzywdzeni mało elastycznym i długoterminowym budżetem, urzędnicy UE przyznali równocześnie, że Hiszpania i Włochy razem wzięte otrzymują więcej funduszy, ponieważ lepiej sobie radzą z wnioskami o azyl. Cała Grecja ma tylko jedno centralne biuro, otwarte raz w tygodniu przez kilka godzin, w Atenach. „W zakresie azylu Grecja nie ma sytemu, o którym warto mówić”, napomyka jeden z urzędników UE, który woli pozostać anonimowy.
W wewnętrznym raporcie w kwietniu tego roku Komisja Europejska oskarżyła również rząd o to, że ich legendarna już dziś biurokracja jest „zbyt ociężała” i „utrudnia szybkie wypłaty” funduszy UE. Greccy urzędnicy bronili się z kolei, że starają się to zreformować, ale twierdzą też, że zostało im to utrudnione zakazem udzielania im pożyczek, narzuconym przez międzynarodowych wierzycieli próbujących ograniczyć publiczne wydatki kraju. Mówią również, że próbują ustanowić bardziej zintegrowany system rozpatrywania spraw dotyczących azylu.
10 tysięcy euro za przepustkę do raju
W kawiarni na stacji Alexandroupolis mężczyzna, który przedstawia się jako przemytnik z Algierii, opisuje, jak działa system klasowy nielegalnej imigracji. Najbogatsi są Syryjczycy i mogą zapłacić nawet do 10 tys. euro za przemyt do Norwegii, Finlandii albo Szwecji, gdzie proszą o azyl. Mówi mi również, że każe sobie zapłacić 5 tys. euro za fałszywy paszport grecki i 1500 za przekroczenie rzeki. Imigranci z Bangladeszu są okłamywani przez przemytników, opowiada. „Mówią im, że w Atenach będą królami. Ale kiedy oni tu w końcu docierają, to okazuje się, że to nie jest żadne królestwo”. Mężczyzna, przedstawiający się jako Nassim, jest już w Grecji od pięciu lat, jego też kiedyś przeszmuglowano.
Pani Malmström, europejski komisarz do spraw wewnętrznych twierdzi, że przemycanie ludzi do Europy stało się przemysłem o obrotach ocenianych na 25 mld euro, przynoszącym takie zyski, że trudno z nim walczyć. Jednym z kroków, jak mówi, ma być przepływ informacji pomiędzy członkami UE, aby Frontex, agencja ochrony granic była stałym elementem obecnym na granicy grecko-tureckiej i by przysyłała swoich agentów z krajów UE na miesięczne misje obserwacyjne.
Ale problemy się mnożą. Jeden z nich to słaba współpraca z Turcją w sprawie migracji. Władze greckie nie mogą odesłać nielegalnych imigrantów do Turcji, ponieważ UE i Turcja nie podpisały umowy o readmisji. W czerwcu ministrowie Wspólnoty uzgodnili, że rozpoczną na ten temat rozmowy. Ale ponieważ Ankara zażądała w zamian, aby Turcy otrzymali prawo ruchu bezwizowego w strefie Schengen, toteż, jak na razie, nie mówi się o dacie sfinalizowania tego dokumentu. Ale nawet wśród samych państw UE solidarność nie jest normą.