Strona głównaAktualnościGrecjaAni Grexit, ani Grecovery

Ani Grexit, ani Grecovery

Rok po dojściu do władzy rząd Antonisa Samarasa próbuje przekonać instytucje międzynarodowe, że wyjście kraju z kryzysu jest już całkiem blisko. Jednak rzeczywistość greckiej ulicy, pogrążonej w apatii i obojętności, zadaje kłam temu optymistycznemu przekonaniu.

Kiedy scenarzyści filmowi chcą zmienić bieg wydarzeń, wprowadzają nagły zwrot akcji. Tym właśnie zajmował się podczas ostatnich kilku tygodni rząd Grecji – starał się znaleźć punkt zwrotny w odniesieniu do kryzysu. „Dziś nikt już nie mówi o Grexit, a tylko o Grecovery”, stwierdził w miniony czwartek w Helsinkach premier Antonis Samaras po spotkaniu ze swym fińskim odpowiednikiem.

To odpowiednie hasło, aby przekazać przesłanie, które rząd zaczął propagować już kilka miesięcy temu, z początku nieśmiało, a teraz bardziej zdecydowanie. Niebezpieczeństwo wyjścia Grecji ze strefy euro minęło i nadszedł czas naprawy.

Najnowsze dane mówiące o wzroście wskaźników nastrojów gospodarczych, decyzja agencji ratingowej Fitch o zmianie kategorii greckiego długu, rozejm na rynkach, to wszystko dostarcza nam argumentów, aby zacząć pisać „historię sukcesu”, jak powiedział sam Antonis Samaras podczas swej ostatniej oficjalnej wizyty w Chinach. Jednak ten „zwrot akcji”, przy którym upiera się rząd, nie pokrywa się z codziennymi obserwacjami Greków.

Zjednoczeni przeciwko „trójce”
„Mówią, że sytuacja się poprawia? Mój portfel jest dziś tak samo pusty, jak pół roku temu”, skarży się Iliria, trzydziestosześcioletnia projektantka grafiki. Prowadzi własną firmę. „Owszem, mam pracę, ale to, co zarabiam, mi nie wystarcza”, mówiła rozżalona, spoglądając w kierunku na poły pustego placu Syntagma w dniu powszechnej europejskiej mobilizacji przeciwko „trójce”, tydzień temu. „Gdzie są ludzie? Co nam pozostanie, jeśli nie będziemy protestować?”, powtarzała, podczas gdy dwóch spośród nielicznych manifestantów próbowało rozwiesić między drzewami transparent z napisem „Wszyscy zjednoczeni przeciwko trójce”.

Pusty plac nie jest bynajmniej oznaką optymizmu. Jeśli dziś, sześć lat po tym, jak zaczął się wielki kryzys, protesty nie są już tak masowe, to tylko dlatego, że zmęczenie trzema latami nieprzerwanych oszczędności okazało się silniejsze niż potrzeba gromadzenia się. Wyastąpienia różnych grup, poszkodowanych w wyniku cięć budżetowych, nadal odbywają się tu niemal codzienne, ale nie są już tak intensywne.

„Można by było mówić godzinami o tym, dlaczego ludzie nie wychodzą już na ulice”, przyznaje Alex, jeden z nielicznych uczestników paneuropejskiego protestu. „Ale być może dzieje się tak również dlatego, że ludzie mają już dość tych ciągłych manifestacji i wielu z nich koncentruje się już tylko na tym, jak przeżyć”, dodaje ten inżynier, który w 2010 r. postanowił wrócić do Grecji z Danii, gdzie pracował po ukończeniu studiów podyplomowych. Zaczął pracować na własny rachunek, chociaż, jak twierdzi, zleceń ma bardzo mało.

Myślenie życzeniowe?
„Dziś mniej osób bierze udział w manifestacjach, a to dlatego, że człowiek protestuje, kiedy ma jakąś nadzieję, kiedy wierzy, że można coś zmienić”, mówi Dimitris Cristopoulos, wykładowca Wydziału Nauk Politycznych na Uniwersytecie Panteion w Atenach. „Od kilku miesięcy ośrodki podejmujące decyzje polityczne wmawiają nam, że jesteśmy na dobrej drodze.

Należałoby zadać sobie trzy pytania: Czy tak jest naprawdę? Czy też jest to tylko strategia medialna? I czy ta strategia działa? Odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi: nie, to nieprawda.

Na drugie: tak, to jest strategia medialna, ponieważ ludzie muszą być przekonani, że ten brutalny eksperyment przeprowadzony na Grecji przyniósł dobre efekty. Trzecia odpowiedź brzmi: tak, działa. Bo nawet jeśli sytuacja jest dziś gorsza niż dwa lata temu, to to, co dzieje się teraz, to prawdziwa klęska społeczna, ludzie są zupełnie zrezygnowani wobec tego, co się dzieje”.

Jednak premier Samaras – który we wtorek znów wystąpi w Atenach w towarzystwie liderów trójki międzynarodowych wierzycieli i który, jeszcze zanim umilkła polemika wywołana przez raport Międzynarodowego Funduszu Walutowego, przyznaje, że popełniono błędy podczas pierwszego ratowania Grecji w 2010 r. – ma jeszcze inne powody do optymizmu.

Promyk nadziei
Z ankiet wynika, że jego partia nadal zajmuje pierwsze miejsce, przed lewicową SYRIZĄ. „Nowa Demokracja znów wygrywa, bo ludzie bardzo chcą wierzyć w to, że jest coraz lepiej. Wiedzą, że tak nie jest, ale potrzebują w to uwierzyć. Druga strona medalu to niedojrzałość lewicy”, uważa Dimitris Cristopoulos.

Kolejny argument mówi o tym, że sytuacja polityczna się stabilizuje. Ten argument przytacza Nikos Skikos, wykładowca informatyki: „Sytuacja jest lepsza niż rok temu, bo teraz przynajmniej mamy rząd, który coś robi”, twierdzi Nikos, mimo że jego pensja spadła z 1400 do 1000 euro.

„Czynnik psychologiczny ma duże znaczenie i rząd go wykorzystuje. Przedsiębiorcy są nastawieni bardziej optymistycznie, ponieważ widzą oznaki stabilizacji politycznej. Daję się zauważyć pewną ulgę. Jednak dzieje się tak nie dlatego, że sprzedaż wzrosła, ale dlatego, że zmniejsza się wolniej”, komentuje analityk ekonomiczny Dimitris Kontogiannis.

„Z punktu widzenia rządu i 'trójki’, o sukcesie mają świadczyć dane dotyczące redukcji deficytu. Jednak realna gospodarka wskazuje, że wciąż panuje nędza. Zwykle wskaźniki rosną, zanim jeszcze zwykli ludzie odczują poprawę w swoim życiu. Sukces i bieda mogą istnieć równolegle obok siebie jeszcze przez rok bądź dłużej”.

Przynajmniej do czasu, gdy z prawdziwej sceny tej historii nie zniknie dwudziestosiedmioprocentowe bezrobocie, jakie panuje obecnie. Na jednym z ateńskich murów, na których w trzech ostatnich latach wyładowywała swój gniew młodzież pozbawiona nagle widoków na przyszłość, ktoś napisał: „Gdzie jest ratunek dla mnie?”. To niewygodne słowa, nie pasują do nowego scenariusza.

logo presseurop

 

 

NAJNOWSZE

KUCHNIA

Informacje polonijne