Nasz redakcyjny przyjaciel Artur „Arti” Kujawiński, spełnił swoje marzenie biegowe. Jesteśmy pełni podziwu dla niego i jego osiągnięcia dlatego postanowiliśmy zadać mu kilka pytań.
Jesteś ultrasem już od dłuższego czasu, kiedy i jak to się zaczęło?
Zaczęło się w 2005 roku, zatem dokładnie 10 lat temu. Wtedy po raz pierwszy wystartowałem w biegu ultra i to od razu na 100km. Była to Kaliska Setka, bieg jest o tyle fajny, że można zakończyć rywalizację na dystansach ultra 55km , 70km, 85km lub 100km. Zawsze mam cel maksimum, więc od początku nastawiałem się na 100km. W 2005 roku na maratonie w Berlinie objawiła mi się grypa żołądkowa na 25 kilometrze, dobiegłem w bólach i mdłościach. Potem odbudowałem się na maratonie w Poznaniu, ale sezon jesienny uznałem za nieudany. Pomyślałem, że już gorzej być nie może i warto uratować ten sezon…za 6 dni miała być Kaliska Setka….zapisałem się wystartowałem i ukończyłem z niezłym czasem 10:38. Oczywiście na trasie cierpiałem, w zasadzie już na 10 kilometrze czułem, że nogi po maratonie nie doszły do siebie. Potem przeczytałem, że aby zrobić minimum na Spartę wystarczy 10h 30 minut i stwierdziłem, że nie jest to takie trudne i trzeba spróbować w kolejnym roku. Pół roku później na maratonie w Paryżu pierwszy raz złamałem 3h w maratonie a na jesień poprawiłem się o ponad 20 minut w biegu na 100km i tak na dobre wkręciłem się w ultra.
Co to jest Spartathlon i dlaczego właśnie ten bieg? Skąd ten pomysł?
Spartathlon próbuje się opisać, jako, najbardziej legendarny, najtrudniejszy, najbardziej szanowany. Ostatnio w Internecie pojawiło się trafne sformułowanie. Spartathlon to Spartathlon i więcej nie trzeba mówić. Dlaczego ten bieg? Dlatego, że jego nazwa i legenda budzą strach i gęsią skórkę u biegaczy. Po ukończeniu go stwierdzam, że to wszystko prawda. A pragnienie wzięcia udziału bierze się stąd, że najczęściej bieg kończy zaledwie 40% uczestników. Jeszcze 8-9 lat temu bieg na 300 uczestników jak w filmie 300 Sparta kończyło zaledwie 100 osób. To pobudza wyobraźnię. Chciałem zmierzyć się z tym wyzwaniem, ale wiedziałem też, że zajmie to kilka lat.
Jak przygotowywałeś się do startu w Spartathlonie?
Plan sam sobie ułożyłem znając organizm. Podzieliłem okres 17 tygodni przygotowań na poszczególne etapy. Oczywiście cały czas byłem w formie dochodząc do tego, że sprawdzian w Kaliszu na 100km nie sprawiał trudności a 2 lata wcześniej bieg 7 Szczytów na dystansie 235 km utwierdził mnie, że dam radę.
Pierwszy etap tj. czerwiec był etapem zwiększania kilometrażu i sprawdzianem w leśnym Ultra Zielonka na 75km. Średnie tempo 5:50/km przez tak długi dystans bez luzowania treningu utwierdził, że jest dobrze. Czerwiec zamknąłem kilometrażem około 605 km. W tygodniu biegałem 2 razy podbiegi, oczywiście treningi codziennie, ale najdłuższe weekendowe 32-35 km. Udziały w ultra były dla mnie tzw. dłuższymi wybieganiami niż standardowe 30-tki. W lipcu wziąłem udział w biegu 3x Śnieżka, aby sprawdzić czy ćwiczona siła biegowa na podbiegach przynosi efekty. Nie luzując treningu przybiegłem 12-ty podobnie jak w Puszczy Zielonka, zatem wszystko szło dobrze. A pamiętać trzeba, że sztuką jest, aby w zdrowiu stanąć na starcie Spartathlonu. 2 tygodnie później kolejny sprawdzian przygotowawczy, czyli KBL w Lądku Zdrój na dystansie 110km. Co ważne w upale i po całej nocy plus kolejny dzień, czyli kolejny element sprawdzianu – upał i zarwana nocka. Wszystko poszło dobrze, ukończyłem na 15-tym miejscu. Co ważne tutaj też nie luzowałem a kończąc KBL miałem w sumie w tym tygodniu ponad 200km w nogach. Wszystkie trzy sprawdziany były robione na zmęczeniu bez luzowania treningów, co pozwalało na uzyskiwanie kilometrażu tygodniowego 160-200km a co cieszy kończyłem na wysokich miejscach.
Potem wymyślona przeze mnie dawka uderzeniowa, czyli samotny bieg z Pragi do Wrocławia. 5 dni, odległość 260 km, dziennie, zatem ponad 50 km. Było to trening a nie wyczyn, bo taką odległość można pokonać w 2 dni biegnąc w nocy. Tutaj również wszystko przebiegło wg planu i wiedziałem, że jest bardzo dobrze. Ostatni etap to wyciszenie, wrócenie na asfaltowe ścieżki w Poznaniu i mały wyjazd tygodniowy nad morze, ale cały czas w treningu. Ostatnie 2-2,5 tygodnia to już luzowanie i schodzenie z kilometrażu do 100km w tygodniu a kolejny tydzień niecałe 70km i ostatni tydzień tylko na miejscu, roztruchtanie 5 km i start.
Co było najtrudniejsze w organizacji wyjazdu i samych przygotowaniach?
Trudność stanowiło przede wszystkim zebranie informacji jak pod taki bieg trenować, jak tam jest na miejscu itp. Dużą pomocą służyli mi Marcin Zieliński i Zbyszek Malinowski, którzy ukończyli ten bieg. Jednak nigdzie nie ma tego dokładnie opisanego nawet w relacjach anglojęzycznych. Wkrótce powstanie moja bardzo długa relacja, która mam nadzieję, będzie pomocna dla kolejnych debiutantów.
W sumie startowało 8 Polaków, jaka była atmosfera przed startem?
Byliśmy jak rodzina, wspieraliśmy się i jeden drugiemu serdecznie życzył ukończenia biegu.
Dzień przed startem u wszystkich również z innych krajów wyczuwałem mega napięcie, powagę sytuacji. Żarty się skończyły. Przyjechali mistrzowie swoich krajów, rekordziści, ludzie, dla których 100km to pikuś….a jednak widziałem u nich obawę, szacunek dla biegu, powagę i mega znak zapytania nie o to, w jakim czasie dobiegną, ale czy dobiegną! To jest dopiero hardcore!
Dużą pomocą była dla nas Polonia, dzieci i nauczycielki z ateńskiego gimnazjum skupiającego polskich uczniów.
Nadszedł dzień startu, co czułeś ruszając na trasę, jakie miałeś obawy, a o co byłeś zupełnie spokojny?
Wzruszenie trwało całe2 km, coś, o czym marzyłem 10 lat właśnie trwało….nawet pisząc te słowa oczy się szklą i przechodzą ciarki….najbardziej obawiałem się etapu do Koryntu tj. do punktu na 81 kilometrze. Gdyż organizatorzy narzucili wymagający limit. Musieliśmy ruszyć przynajmniej po 5:40-5:45 na kilometr i to w dużym upale oraz na pofałdowanej trasie. Takie tempo nie wydaje się szybkie, ale jak pomyślimy, że potem trzeba przebiec jeszcze 165 km to jednak każdy wolałby ruszyć wolniej. Z trasy mogli nas ściągnąć, co około 3 km, jeśli ktoś nie mieści się w limicie na danym odcinku. Potem miało być łatwiej, bo limity się wydłużały, ale…..100km w upale dało wszystkim w kość a trasa była coraz trudniejsza, zmęczenie się nakładało, więc jednak nie było łatwiej.
Jak przebiegał bieg? Zgodnie z planem? Co najbardziej zaskoczyło Cię w czasie biegu?
Do 81 km, czyli punktu newralgicznego nr 22 szło dobrze. Miałem 52 minuty zapasu, tyle ile zakładałem. Ale w planach miałem przynajmniej podwoić ten zapas. Jednak teren stawał się coraz bardziej górzysty. Najtrudniejszy był zbieg z góry Sangas, na którym mocno się potykałem o głazy i kamienie, padał deszcz, stopy się ślizgały i łatwo było o kontuzję. Na 60 km przed metą prawa stopa zaczęła puchnąć i boleć. Przez to zapas nie udało się zwiększać a raczej kolejne minuty uciekały.
Walczyłem do końca u mimo przeciwności, niesamowitego bólu i cierpienia ukończyłem. Zaskoczenie? Wiedziałem, że bieg jest trudny i że będzie boleć….ale nie sądziłem, że jest aż tak trudny i aż tak się na nim cierpi. Nie dziwię się teraz, że tak wielu, mimo, że przyjeżdżają tu osoby wyselekcjonowane, nie kończy tego biegu.
Jak wyglądał trasa, jej trudność, zabezpieczenie, jak były zorganizowane punkty odżywcze i regeneracyjne?
Trasa jest cała pofałdowana, pamiętam, że tylko pierwsze 15 km wydaje się łatwe, a potem wychodzi słońce ciągłe podbiegi i zbiegi i tak przez 246 km. Asfalt i długość trasy oraz jej ukształtowanie powodują zmasakrowanie stóp, ludzie doznają kontuzji, organizmy nie wytrzymują. Ze zmęczenia głównie się funkcjonuje na płynach. Na trasie było kilka punktów z ciepłym posiłkiem typu ryż lub makaron z warzywami. Mamy 74 punkty kontrolne (75 punkt to meta) i na każdym z nich są wolontariusze i punkt większy lub mniejszy. Ten mniejszy to woda, cola, rodzynki, ciastka i chipsy lub orzeszki. Na każdym z nich można wcześniej zostawić swój worek z potrzebnymi rzeczami. Ja zostawiłem na 9 punktach. Meta najpiękniejsza w życiu, cała Sparta oklaskuje wbiegającą osobę, tego nie da się pisać i na ostatni kilometr wszelkie zmęczenie zniknęło. Za metą czekają służby medyczne a po opatrzeniu ran czeka taksówka, która zawozi nas pod same drzwi hotelu
Już po bieg, pierwsza noc, jak nogi, jak ze spanie, da się zasnąć?
Pierwszą noc nie mogłem spać. Ciągle się budziłem, nogi pulsowały. Zmęczenie bardzo duże, ale spałem zaledwie 8-9 godzin a trzeba pamiętać, że biegłem cały dzień, całą noc i cały dzień. Najdłuższa moja przerwa przez 35 godzin biegu trwała zaledwie 10 minut, kiedy spożywałem większy posiłek.
Minęło już trochę czasu, ile zajęła Ci regeneracja?
Myślałem, że stawy po takim biegu będą boleć, ale nie. Mięśnie na drugi dzień bolały wprawdzie mocno, ale już po 48 godzinach po biegu mięśniowo było ok. Jedynie organizm przez kolejne 10 dni był osłabiony. O dziwo po tak długim biegu chciało mi się biegać