Czasami tęsknota za mieszkaniem w Grecji jest tak mocna, że same wspomnienia sprawiają niemal fizyczny ból. Mam wrażenie, że dolatują do mnie zapachy unoszące się nad Elladą, a zamykając oczy, widzę dokładnie otaczający mnie krajobraz. Nasycone kolory błękitu, purpury, zieleni, czerwieni, różu, bieli; wszystkie kolory tęczy. Migoczące w blasku słońca morze, które codziennie zaskakuje zmiennym nastrojem. Inaczej zachowuje się o poranku, kiedy unosi się nad nim różowawa otoczka wstającego dnia. W ciągu dnia daje ulgę rozpalonej skórze, uśmiechając się i zachęcając do zabawy. Popołudniu, kiedy słońce zmienia kąt i powoli kładzie do snu, pięknie odbija się w jego tafli, przypominając diament rozbity na miliony kawałków. Widząc zachód słońca, każdorazowo mam wrażenie, że jestem świadkiem cudu natury. Najbardziej jednak intrygujące jest morze w bezwietrzną noc. Przypomina, jak to mówią Grecy, λάδι (ladi), czyli oliwę. W moim odczuciu, bardziej idealnie gładką taflę lustra. Dookoła cisza, spokój, tylko widok śmiejących się z daleka gwiazd. Mam w głowie wiele takich obrazów z greckiego lądu, zapisałam je w pamięci i pielęgnuję jak najdroższy skarb. Dodają mi siły, kiedy szara rzeczywistość w Polsce, na chwilę, przejmuje nade mną kontrolę.
Nie wiem, co takiego ma w sobie Grecja, w szczególności wyspy, że każdy, kto choć raz postawił stopę na tej ziemi, chce do niej wrócić. Pracowałam w hotelach, gdzie co roku przyjeżdżali studenci. Część narzekała z różnych powodów, doszukiwała się dziury w całym i zamiast cieszyć się z wyjazdu, skupiała się na negatywach. Pomimo tego, po powrocie, większość tęskniła i do tej pory wspomina wyjazd z sentymentem. Często ten wyjazd zmienił ich życie albo był początkiem wielkiej, podróżniczej przygody.
W Grekach urzeka mnie ich podejście do życia i radość z małych rzeczy. Uwielbiam ich za celebrowanie posiłków i gotowość na spotkanie ze znajomymi w każdym momencie dnia. W Polsce umawiam się z kalendarzem w ręce, a często nie mogę dograć się czasowo z koleżanką przez trzy miesiące. W Grecji wystarczy rzucić hasło: „πάμε για μια μπύρα μετά την δουλειά?” (pame gia mia bira meta tin dulia? idziemy na piwo po pracy?), albo najsłynniejsze „πάμε για καφέ?” (pame gia kafe? idziemy na kawę?), a w ciągu 5 minut znajdą się chętni do wyjścia. Często spałam godzinę przed pracą i… żyję. Dlatego za każdym razem, jak wracam do kraju, czuję się jakby ktoś wyrwał mi kawałek serca. Z każdym kolejnym powrotem, cząstka mnie zostaje w Grecji. W Polsce brakuje mi spontaniczności i częstych wspólnych wyjść z grupą znajomych. Nagle wieczory stają się samotne, a umówienie się z kimś na drinka graniczy z cudem.
W Grecji tańczy się przy każdej okazji, często śpiewa, gra w gry, słucha wspólnie muzyki; spędza czas razem. To jest to coś, co tak bardzo przyciąga ludzi zachodu nad Morze Egejskie. Mam wrażenie, że im bardziej Polska rozwija się ekonomicznie, tym bardziej zanikają bliskie relacje międzyludzkie. W szczególności w mieście. Rodziny spotykają się tylko na uroczystościach, próżno umawiać się ze znajomymi, którzy mają dzieci. A najgorzej sytuacja wygląda, jeżeli jesteś singlem. Nagle w weekend nikt nie ma czasu, bo znajomi spotykają się w parach, a Ty na takich spotkaniach, czujesz się jak piąte koło u wozu.
Jakość powietrza, warzyw, owoców, serów, oliwy, nie ma sobie równej nigdzie. Tylko w krajach południowych możemy odnaleźć smaki znane z dzieciństwa – kiedy pomidor pachniał jak pomidor, a ogórek z solą był najlepszą przekąską w ciągu dnia. Do tego w Grecji kobiety naprawdę zwracają uwagę na to, co wrzucają do garnka- kupują najczęściej produkty lokalne, sezonowe, zakupy robią na targu. Sałatka i owoce są pozycją obowiązkową na stole. Jeżeli będziecie kiedyś mieli szczęście i zjecie kolację w greckim domu- na zawsze zapamiętacie tę atmosferę i smaki.
Νie mogę oczywiście pominąć tematu wina – ambrozji, która jest obecna na stole przy każdej okazji. Bez okazji również :). Każdy region produkuje swoje. Grecy, w szczególności mężczyźni, uwielbiają też whisky oraz oczywiście domowe tsipuro czy raki (nazwa jest różna i zależy od regionu, np. na Krecie jest raki, a w Macedonii – tsipuro). Po naszemu jest to bimber z winogron, który według Greków jest bardzo zdrowy i wydłuża życie. Po dwóch szklaneczkach tańczę na stole :). Kultura picia w krajach śródziemnomorskich różni się od naszej- alkohol jest na stole codziennie, ale widok zalanego w trupa faceta, jest bardzo rzadki. Tego nie można niestety powiedzieć o Polakach – impreza się nie skończy, jak Janusz nie przybije gwoździa w stół. Przykry jest to widok, a jeszcze przykrzejszy, jak kobieta dwie godziny błaga faceta, żeby przestał pić, po czym rzeczywiście przestaje – ale dopiero jak na czworakach wychodzi z knajpy. I w następną sobotę powtórka z rozrywki.
Coś, co przyciąga najbardziej, to nieuchwytne poczucie wolności, spotęgowane unoszącą się wokół seksualną energią. Południowcy nie bawią się w podchody – bez pardonu pokazują kobiecie, że są nią zainteresowani. Co się będzie dalej działo, to oczywiście sprawa dwustronna. Okazji do romansów jest pełno, a niewinny flirt jeszcze nikomu nie zaszkodził :). Ostatnio przeczytałam fajny komentarz dziewczyny „będąc w Grecji tydzień na wakacjach, stajemy się kilka lat młodsi”. I coś w tym jest – ten klimat, styl życia, uśmiechnięci ludzie powoduje, że choć przez chwilę luzujemy. Nie samą pracą i obowiązkami człowiek żyje. Czasem warto zwolnić i pożyć w rytm greckiego „siga, siga”.
Tekst: Marlena Poremba, autorka bloga Hedonistka Wiki na Krecie