Od czasu kiedy Grecja przestała być moim ulubionym miejscem na wakacje, a stała się miejscem mojego stałego zamieszania patrzę na nią zupełnie inaczej. Kiedy do tej pory bywałam tu kilka razy w roku na wakacjach patrzyłam na Grecję, wydawało mi się zwyczajnie. Znałam ją lepiej niż moi znajomi i byłam z nią bardziej oswojona. Tak przynajmniej mi się wydawało, kiedy jednak zamieszkałam w Atenach na stałe zrozumiałam jak bardzo się myliłam. Życie w Grecji to rytuały. Z jednej strony zdaje się, że żyjemy tu spontanicznie, tak jakby z dnia na dzień. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna. To proste czynności do wykonania, determinują nasz rytm dnia. A je właściwie układamy pod warunki atmosferyczne. Wstaję rano i podlewam kwiaty, bo teraz na początku sierpnia będzie za gorąco, aby podlewać je o dowolnej godzinie. Kiedy jest już ciemno także podlewam kwiaty, żeby przetrwały do rana. Te 20 litrów wody dziennie, przyniesione w butelkach to mój pewien rytm. Rytmem jest też obecnie zamykanie okien o 9, aby chociaż odrobinę chłodu zatrzymać w domu. Jeszcze innym rytmem jest chodzenie do sklepów, w konkretne dni czy godziny, aby ominąć kolejki, aby trafić na promocję. Do metra tez staram się nie wsiadać około 15-16, bo zawsze spotyka mnie tam tłum ludzi. A w niedzielę muszę zobaczyć morze.
Takich rytmów i czynników, które nasze życie tutaj determinują jest wiele. Jednym z najbardziej ciekawych, który zawsze polecam turystom są laiki. Targ uliczny, który odbywa się w określone dni i który oferuje żywą atmosferę, doskonałe produkty, a nawet mobilny bar. Pozwala na spotkania z ciekawymi ludźmi, na wymianę uśmiechu, na próbowanie owoców i warzyw.
Myślę, że przejście się na laiki jest obowiązkowym punktem programu każdego turysty, który zwiał do Aten. Co więcej, najlepiej wybrać się tam na ostatnie półtorej godziny funkcjonowania sprzedaży. I nie chodzi mi jedynie o mniejsze, niż rano, ceny, ale o ten gwar i zachęcenia do zakupów. To dopiero jest magia. Obok mojego domu laiki odbywają się w środę i kawałek dalej w sobotę. Ja mieszkam w Grecji już od kilku miesięcy i… środa i sobota to moje dwa ulubione dni tygodnia. Wizyta na laikach napawa mnie szczęściem, radością i motywacją. Zawsze wracam jeszcze z jakąś bluzką ze straganu lub apaszką za zawrotne 50 centów i bardzo często z jakimś kolejnym kwiatkiem. Czasami zastanawiam się czy mój balkon wytrzyma kolejną doniczkę.
Greckie targowiska uliczne są pełne owoców, warzyw i innych skarbów, ale jest też kilka niemiłych niespodzianek, na które trzeba uważać. Po pierwsze nieznajomość języka greckiego i nasz wygląd mogą zdradzić, że jesteśmy turystami, a wtedy nie trudno o małe naciągnięcie. Tu 50 centów tam 30 centów. Zapewne nawet tego nie zauważymy. Pamiętam jednak jak kiedyś za kalafiora, buraki i sałatę pan policzył mi 8euro, gdzie według moich obliczeń mogło to być maksymalnie 4,5e. Nie rozstaliśmy się w zgodzie. Należy także uważać na portfel. Ja biorę raczej monety, które trzymam w kieszeni. Nie zabieram torebki, a jedynie duże siatki na zakupy. To, że ktoś nadepnie nam na stopy, albo niechcący popchnie lub szturchnie to normalne. Targi greckie są zatłoczone.
Zwłaszcza wielkomiejskie targowiska uliczne oferują nie tylko różnorodne owoce i warzywa, jest tu wszystko, od ziemi doniczkowej i nawozu po piżamy, maty łazienkowe i zasłony, a nawet kostiumy kąpielowe w lecie czy buty, ryby, portfele, maseczki, kalamaki, wózek z napojami. Znajdziemy tutaj także foodtrucki sprzedające souvlaki lub inne, bardziej nietypowe potrawy.
Sprzedawcy bywają głośni i hałaśliwi, zachwalając swoje towary tak głośno, jak to możliwe, aby przyciągnąć uwagę przechodzących klientów: „3 za 1 euro” – woła sprzedawca. Lubię tę okazję. Zawsze wtedy biorę na takim straganie 6 rzeczy za 2 euro. A rano zapłaciłabym za to spokojnie z 5 euro.
Chciałam przez chwilę zarekomendować jeden z targów, którym jest cotygodniowy. Jest to piątkowy targ za stadionem Panathenaic na ulicy Archimidous. I jeśli ktoś faktycznie zamieszkuje gdzieś niedaleko to warto tam się wybrać. Jeśli natomiast mieszkacie, Drodzy Czytelnicy, w innych miejscach Aten, lub nawet w Grecji to nic straconego. Zapytajcie w hotelu lub w pobliskim sklepie kiedy i gdzie odbywają się laiki. Miejscowi od razu Was o tym poinformują.
Każde laiki są piękne, każde mają wiele do zaoferowania. Rynek zaczyna ożywać wcześnie rano. Jeśli chcemy zrobić fajne zdjęcia, bez ścisku i tłumów to jest to zdecydowanie dobry czas na wizytę. Chociaż tak jak mówiłam, dla mnie laiki mają swoją magię właśnie w tych krzykach, bałaganie, kolejkach do straganów.
I tak, kiedy ktoś w samolocie lecącym do Aten pyta mnie, co jeszcze może dopisać do swojej listy obowiązkowych atrakcji odpowiadam jednym słowem: laiki. Często muszę wyjaśniać co to takiego, zastanawia mnie dlaczego nie ma aż tak wielu informacji o tych miejscach w znanych przewodnikach, które najczęściej turyści pieczołowicie przeglądają.
Do zobaczenia na zakupach!