Piękne, sprytne, bardzo inteligentne, władające kilkoma językami, ufające intuicji – w wielu sytuacjach sprawdzały się lepiej niż koledzy po fachu. Polskie kobiety szpiedzy walczyły nie tylko z bronią w ręku. Dzięki charyzmie, urokowi i seksapilowi uwalniały więźniów, koordynowały przemyty amunicji, przenosiły i przechwytywały ściśle tajne informacje. O wielu z nich historia przypomina sobie dopiero teraz, po wielu latach.
Najsłynniejsza kobieta-szpieg świata – Mata Hari, kochanka Napoleona Virginia de Castiglione, Wallis Simpson, kobieta dla której abdykował król Edward VIII, autorka Pippi Pończoszanki Astrid Lindren czy wreszcie Vera Atkins, słynna selekcjonerka brytyjskiej Special Operations Executive – dzieje wielu krajów naznaczone są historiami agentek, które wpłynęły na bieg wydarzeń. Także w Polsce mieliśmy wiele wybitnych kobiet-szpiegów.
Ile Polek przenosiło karabiny pod sukniami a pod pretekstem poszukiwania zaginionego dziecka robiło fachową i wnikliwą ocenę postępów wroga na froncie I wojny światowej? Ile kolejnych, pod przykrywką pracy w niemieckiej administracji czy gastronomii, zdobywało tajne dokumenty i dostarczało informacje Armii Krajowej? O kobietach szpiegach i wywiadowczyniach nie ma zbyt wielu osobnych opracowań historycznych. Ich działalność ginie w cieniu spektakularnych akcji zbrojnych. Tymczasem wybitne agentki działały na zapleczu carskiej administracji, miały wpływ na postępy działań zbrojnych w czasie powstań – listopadowego i styczniowego, aktywnie działały na rzecz odzyskania niepodległości w czasie I wojny światowej i masowo włączyły się w działania konspiracyjne w czasie II wojny światowej.
Urodzoną konspiratorką i bojowniczką była przyszła żona marszałka Józefa Piłsudskiego Aleksandra Szczerbińska. O niej i innych członkiniach kobiecej bojówki – Zofii Plewińskiej, Wandzie Getz, Stefanii Kudelskiej, Bronisławie Bobrowskiej, Walerii Golińskiej, Zofii Sobolewskiej i wielu, wielu innych, niekiedy funkcjonujących pod męskimi pseudonimami – mówiono, że przewoziły mauzery pod sukniami, a w bagażu i ubraniach szmuglowały materiały wybuchowe i pieniądze.
„Kobieta w długiej sukni mogła swobodnie nieść dwa lub trzy mauzery przywiązane do ciała, wzdłuż nóg. Rewolwery i amunicję zaszywano w szerokie pasy, które kładło się na siebie pod ubranie. Dynamit znakomicie nadawał się do gorsetu. Z czasem doszłyśmy do takiej wprawy, że mając na sobie do czterdziestu funtów amunicji czy bibuły, podróżowałyśmy swobodnie, nie wzbudzając podejrzeń” – opisywała później Szczerbińska. Kobieca grupa bojowa wsławiła się podczas akcji pod Bezdenami w 1908 roku. Konspiratorzy napadli tam na pociąg przewożący 300 tys. rubli do banku w Petersburgu i choć konspiratorki w samej akcji zbrojnej udziału nie brały, to rozpracowały szczegóły i przygotowały plany napadu, a po wszystkim przemyciły pieniądze za granicę na swoich ciałach. Sama Szczerbińska organizowała szkolenia dla bojowniczek, zabiegała o miejsce dla kobiet w ruchu strzeleckim, a w 1914 roku została komendantką wywiadu kobiecego w Legionach Polskich. Józef Piłsudski, początkowo przeciwny angażowaniu kobiet do walki, już po odzyskaniu niepodległości część z nich uhonorował medalami.
Wiele z polskich wywiadowczyń pozostało jednak zapomnianych, inne, szczególnie po II wojnie światowej, spotkały ubeckie represje lub zostały zabite przez swoich, zanim historia oddała im sprawiedliwość. Tak było z Teodorą Żukowską, która pracując w warszawskim biurze Generalnej Guberni ustaliła wszystkie niezbędne szczegóły potrzebne do zamachu na Franza Kutscherę i zdobyła wiele innych, bezcennych informacji z pałacu Brühla. Po wojnie, torturowana przez UB, spędziła cztery lata w ciężkim więzieniu, czekając na proces, do którego nigdy nie doszło. O jej znaczeniu dla sukcesów zbrojnych polskiego podziemia po raz pierwszy napisano dopiero w 1987 roku, a wspomnienia wydano w 2000 r., siedem lat po śmierci.
W 2010 roku, także wiele lat po śmierci, doceniono zasługi Władysławy Macieszy, członkini kobiecego oddziału dywersyjno-sabotażowego „Dysk”, dzięki której do Londynu trafił raport w sprawie fabryki rakiet V1 i V2. Po aresztowaniu w 1943 roku była torturowana przez gestapo i skazana na karę śmierci na gilotynie, a kary uniknęła tylko dlatego, że w Wiedniu, gdzie miano wykonać wyrok… nie było gilotyny. Zapalczywość jej oprawców była tak duża, że zdecydowano się sprowadzić gilotynę z Berlina do Wiednia, jednak została zniszczona podczas podróży.
Nie inaczej było z Haliną Wiśniowską, matką trójki dzieci i żoną dyplomaty, agentką trzech wywiadów, która jako łączniczka Wilhelma Canarisa przekazywała Brytyjczykom bezcenne informacje strategiczne dotyczące planów Hitlera. To od niej dowiedzieli się o planach Afrika Korps, inwazji na Maltę czy zamachu na Hitlera. Po zakończeniu wojny zdecydowała się na emigrację w Wielkiej Brytanii, gdzie wiodła skromne życie z wojennej emerytury. Także Zofia Rapp, która przekazała aliantom informacje o pancerniku „Tripitz” ułatwiające jego zatopienie, wiodła skromne życie u boku gen. Zbigniewa Śbibora-Rylskiego, również weterana AK.
Z końcem 2021 roku pomnika doczekała się Halina Szwarc, agentka wywiadu AK z Łodzi, która dostarczała aliantom informacje ze sztabu generalnego Wehrmachtu. Skazana na śmierć i przetrzymywana w więzieniu dla kobiet, cudem uniknęła egzekucji. Po wojnie tworzyła polską medycynę specjalizując się w gerontologii.
Upamiętnienia doczekała się także Krystyna Skarbek, „ulubienica Churchila”, jedyna Polka w szeregach elitarnej brytyjskiej Special Operations Executive, która kierowała akcjami odbijania agentów z rąk wroga. Historia Skarbek dopiero w ostatnich latach zyskuje należne miejsce w historii, powstają o niej książki i dokumenty filmowe.
Gen. Elżbieta Zawacka, jedyna kobiet wśród Cichociemnych, która uczestniczyła w wielu akcjach wywiadowczych, jeszcze za życia założyła w Toruniu fundację swojego imienia zajmującą się m.in. upamiętnianiem historii kobiet w szeregach polskiego wojska.
Jolanta Pawnik – dziennikarka, wykładowca i doradca medialny. Entuzjastka nowych mediów. Krakowianka zakochana w rodzinnym Sandomierzu. Autorka książek „Saga rodu Moszczeńskich” i „Sandomierska piłka ręczna”.
Tekst ukazał się na portalu „DlaPolonii”