Z Agnieszką Kołek, Polką Roku 2013 w Wielkiej Brytanii spotykamy się w urokliwej dzielnicy Plaka, położonej u podnóża Akropolu. Ciepłość, naturalność, rozbrzmiewająca muzyka grecka i lampka tradycyjnego wina wprowadza nas w sympatyczną rozmowę. Laureatka nagrody opowiada o festiwalu „Passion for freedom”, jej życiu, tęsknocie za ojczyzną, a także o pozycji kobiety na emigracji i znaczeniu wolności.
Zostałaś wybrana wśród dziesięciu finalistek Polką Roku 2013 w Wielkiej Brytanii. Jakie towarzyszyły Ci emocje tuż po ogłoszeniu werdyktu jury?
– Piękna muzyka! (śmiech) Byłam bardzo…zaszczycona i równocześnie z poczuciem docenienia i zaszczytu, że dostałam takie wyróżnienie od społeczności nie tylko polskiej w Wielkiej Brytanii, ale też od społeczności międzynarodowej głosującej na mnie, Polkę Roku. Poczułam także, że to jest bardzo odpowiedzialna pozycja. Z uwagi na to, że dostałam ten tytuł, nie świadczy to tylko o koronie czy prezencie, aby później spocząć na laurach i czuć się docenionym. Wręcz przeciwnie jest to naprawdę rodzaj takiego paszportu, który uprawnia do dalszej ciężkiej, ale także wynagradzającej pracy, takiej pełnej nagrody samej w sobie umożliwiającej wykorzystanie tej szansy. Jako Polka Roku mam możliwość mówić na ten temat i otwierać go dla szerszej publiczności. Więc razem ze szczęściem, podnieceniem, zaszczytem, honorem, poczuciem wyróżnienia czuję jednocześnie dużą odpowiedzialność jak również, że trafiła mi się szansa, której nie mogę zmarnować.
W jaki sposób udało Ci się przystąpić do Plebiscytu* i co zadecydowało o tym?
– Zostałam zgłoszona. Domyślam się, że to ktoś z przyjaciół zgłosił moją kandydaturę, ale nie wiem do końca… Było to dla mnie duże wyróżnienie i zaszczyt, ale z drugiej strony od początku zrozumiałam, że nie jest to tylko wyróżnienie mojej osoby, jako Agnieszka Kołek, ale również tego co robię, dla kogo to robię, dla czego to robię.
Czy uważasz, że kobiecie na emigracji jest trudniej niż mężczyźnie?
– Wydaje mi się, że nieważne czy kobieta jest na emigracji, czy nie. Ogólnie biznes jest bardzo trudny. Natomiast pozycja kobiet, jeśli chodzi o pracę i o wchodzenie na kolejne szczeble kariery czy w biznesie, czy w finansach, czy w jakiś dużych organizacjach zawsze potrzebuje wsparcia. Kobiety same między sobą muszą się wspierać i rozumieć się na wzajem. Uważam, że kobiety same czasem siebie stawiają na niższej pozycji, bądź cofają się parę kroków do tyłu. Dużo zależy także od nich i jak będą siebie postrzegać, jak będą pracować nad tym, z czym mają do czynienia w danej sytuacji ″jako karty do rozgrywki″. Ważne jest to, żeby mieć wsparcie od przyjaciół, kolegów w pracy, jak również podejście samej kobiety do tego, jak traktuje pracę i jak widzi siebię w tej pracy.
Od 4 lat jesteś organizatorką międzynarodowego festiwalu „Passion for Freedom”. Skąd wziął się pomysł?
– Pomysł wziął się od Camilli Forester, która poznała Mariam Namazi, która jest działaczką irańską mieszkającą w Wielkiej Brytanii i organizatorką „One Love for All”. Organizacja ta stara się zatrzymać sądy, które używają prawa Szariatu w Wielkiej Brytanii pod przykrywką sądów mediacyjnych. Używają z tego myśląc w taki sposób, że prawo brytyjskie przyzwala na różne rodzaje negocjacji w danych religiach i odzwierciedla tolerancyjność kraju, co zasługuje na uznanie. Wprowadzają prawo, które jest niekompatybilne z prawem demokratycznym, ponieważ prawo Szariatu uznaje kobietę na o wiele niższej pozycji niż mężczyznę, co jest widoczne w prawie cywilnym dotyczącym również podziału majątku, opieki nad dziećmi oraz w jakimkolwiek prawie związanym z przemocą seksualną wobec kobiet.
Czy „Passion for Freedom” jest odzwierciedleniem Twoich poglądów życiowych?
– Ważne dla mnie jest, żeby ludzie pozwalali sobie na rozwój. Ważna jest dla mnie wolność. Wolność dla mnie znaczy, że można żyć, podejmować decyzje, być odpowiedzialnym za te decyzje, ponosić ich konsekwencje, nie mieć narzuconych rzeczy z góry, które często powodują, że ta wolność jest ograniczona i że człowiek jest wtłoczony w ramy, które często są krzywdzące. Czyli jeżeli jest prawo, które mówi, że kobieta jest mniej warta niż mężczyzna, w tym momencie nie ma dla mnie dyskusji. Wydaje mi się, że główne motto festiwalu, które mówi o prawach kobiet i o wolności, jest dla mnie bardzo ważne, gdyż uważam, że człowiek może się rozwijać tylko w tedy, kiedy istnieje ta wolność i jednocześnie ma prawo uczyć się na własnych błędach. Jeżeli nie ma wolności, to ludzie, którzy są źli królują, natomiast ludzie, którzy są dobrzy, często łamią się pod presją i robią złe rzeczy, których się potem wstydzą sami przed sobą.
Kogo zapraszasz na festiwal? Kim są jego uczestnicy I w jaki sposób do nich docierasz?
– Jeśli chodzi o festiwal i o wystawę zapraszam wszystkich. Mam na myśli wszystkich zainteresowanych bez względu na to czy znają ten tematu. Zależy mi, żeby festiwal otwierał debatę, dialog, rozmowę, żeby wspierał artystów, którzy dostają wyroki sądowe w Europie, którym odmawia się wystawiania prac w związku z tym, że kogoś to może urazić. Usłyszałam takie zdanie, które jest dla mnie bardzo ważne: „Prawa są dla ludzi, nie dla idei. Prawa powinny chronić ludzi, a nie idee”. Bardzo jest to dla mnie ważne, kiedy patrzę na festiwal. Jeśli chodzi o artystów, reklamujemy festiwal w każdych możliwych mediach, internecie, wysyłamy listy do uczelni europejskich i światowych. Na szczęście mamy dużą siatkę ludzi, którzy wierzą w to, co robimy, są przyjaciółmi i to jest poczta pantoflowa – z ust do ust. Ludzie przekazują sobie na wzajem, że jest w Europie taki festiwal, który broni artystów, mówi o sztuce i promuje wolność.
Jak długo przebywasz w Wielkiej Brytanii?
– Wyjechałam do Wielkiej Brytanii w 2002 r, zaraz po ukończeniu studiów magisterskich w Polsce, więc teraz to już jest 11, za chwilę będzie 12 lat.
Co było przyczyną, że opuściłaś nasz kraj ojczysty?
– Już w trakcie studiów miałam kontakty z Wielka Brytanią. Miało to związek z moją pracą z dziećmi i młodzieżą, taką pracą bardzo społeczną… Zawsze marzyło mi się, żeby studiować za granicą. Czułam, że otworzę swoje horyzonty, wystawię swoje jakieś sztywne pomysły na to, jak wygląda świat i co świat znaczy. Wiedziałam również, że wyjeżdżając gdzieś daleko poznam innych ludzi i będę musiała się skonfrontować z tą rzeczywistością taką bardziej światową. To była główna rzecz dla mnie. Dlaczego wyjechałam z Polski?…Przede wszystkim chciałam studiować za granicą, chciałam poznawać nowych ludzi, chciałam się rozwijać artystycznie. Po drugie w Polsce, kiedy skończyłam studia, była bardzo duża recesja i ta recesja była po ataku terrorystycznym na World Trade Center. Kiedy ten atak terrorystyczny się odbył, ja wtedy byłam w Wielkiej Brytanii, ponieważ pracowałam w czasie wakacji oszczędzając na studia i na ich skończenie. Dla mnie to było bardzo mocne przeżycie, ponieważ czułam się tak, jakby zaczęła się wojna. Nie było wiadome, czy wrócę do Polski i co się będzie działo w najbliższym czasie. Nie mogłam się połączyć telefonicznie z rodzicami przez parę dni i było to dla mnie takie dosyć mocne doświadczenie. Chciałam jednak trochę więcej rozumieć i wiedzieć i ta potrzeba praktycznie najbardziej zaważyła na decyzji wyjazdu do Londynu.
Czy tęsknisz za Polską?
– Są momenty, w których bardzo tęsknię… Tęsknię za rodzicami, tęsknię za przyjaciółmi, tęsknię za momentami, małymi takimi, kiedy jest poranek, kiedy jest późna jesień, kiedy jest szadź na dachach, domach, na garażach, na drzewach… Jest pięknie…
Jak z tym walczysz?
– Nie walczę… Jakby oddycham tym i myślę „tak, pamiętam ten zapach, ten zapach był piękny”, ale z drugiej strony też różne inne zapachy czuję i inne piękne rzeczy widzę w miejscu, w którym mieszkam. Staram się po prostu cieszyć tym, bo każdy zakątek na świecie jest naprawdę piękny – ma swoje uroki, ma swoje zapachy i smaki… Jedyne co może czasami utrudniać, pobyt w nowym miejscu, to są ludzie i kontakt z tymi ludźmi. Same miejsca w sobie, każdy kraj na świecie, każdy rejon świata jest przepiękny – czy to będzie śnieg i zamarznięty jakiś kraj jak Szwecja, Norwegia, czy to będzie bardzo gorący kraj… To jest piękne, piękne!
Skąd czerpiesz siłę i odwagę do działania?
– Hmm… To jest bardzo trudne pytanie… Pamiętam jeszcze lata temu, jak bardzo wcześnie rano jechałam na wykład w poniedziałek, wtedy po prostu w czasie weekendu zarabiałam na korepetycjach z języka angielskiego i w poniedziałki rano jeździłam na Uczelnię spakowana już jak żołnierz… Ja wtedy miałam takie uczucie, że ta siła idzie gdzieś z okolic kręgosłupa, że tam jest jakiś motorek, który mnie pcha… Myślę, że motywacją dużą są ludzie, żeby coś zrobić dla innych. Że koniec końców, pewnego dnia, skończy się mój czas tutaj, umrę i cokolwiek zdobędę materialnego, to nie będzie miało znaczenia. Ważne jest to, co zmienię w życiu innych ludzi tak naprawdę. Mam na myśli nie w sensie takim inwazyjnym, ale po prostu, jeśli mogę coś zrobić dobrego i komuś pomóc, to dlaczego nie?
Dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję i zapraszam na festiwal do Londynu.
*Plebiscyt „Polka Roku w UK”, ma na celu wyróżnienie nieprzeciętnych kobiet, które swą działalnością pozytywnie odbijają się w lustrze szarej codzienności.
© rozmawiała:
Marzena Mavridis