16 grudnia 1922. Tydzień po wyborze, Prezydent RP Gabriel Narutowicz ginie w zamachu. Zabójca przed wykonanym wyrokiem śmierci: „Umieram szczęśliwy”.
Zgodne z nową Konstytucją (z marca 1921), wybory parlamentarne w listopadzie 1922, ustanawiają Sejm wybitnie rozproszony (17 ugrupowań). Obok mocnej prawicy (blisko 1/3 posłów), znaczącą reprezentację zyskują mniejszości narodowe: Żydzi, Ukraińcy, Niemcy, Białorusini. 9 grudnia 1922 Zgromadzenie Narodowe wybiera pierwszego w historii Prezydenta Rzeczpospolitej. Za Gabrielem Narutowiczem – 186 głosów polskich i 103 innych narodowości; przeciw – 256 głosów polskich.
Ten rozkład głosów wynika z dotychczasowego podziału społecznego i politycznego kraju (choć Konstytucję przyjęto jednomyślnie), zarazem jednak znacząco pogłębia ideologiczną polaryzację. Krew Prezydenta dzieli Polskę. Jego zabójca, Eligiusz Niewiadomski, ogłasza w dniu swojej śmierci: „Umieram szczęśliwy, że dzieło zbudzenia sumień i zjednoczenia serc polskich już się spełni”.
Stanisław Thugutt (prezes PSL „Wyzwolenie”)
Było niemal pewne, że stronnictwa lewicy postawią kandydaturę Piłsudskiego, o ile nie nastąpi z jego strony wyraźny sprzeciw. Dopiero publiczne oświadczenie Naczelnika Państwa na kilka dni przed Zgromadzeniem Narodowym było tym wyraźnym sprzeciwem i dopiero od tego dnia, w ostatnich już niemal chwilach zaczęto szukać kandydata. […] Trzeba było kandydata bezpartyjnego.
W tych warunkach postawiona przeze mnie na parę dni przed terminem Zgromadzenia w klubie PSL „Wyzwolenie” kandydatura Narutowicza przyjęta została po bardzo krótkiej dyskusji. […] Niestety, osiągnięcie jednomyślności w stawianiu kandydatury przez stronnictwa lewicy okazało się niemożliwe. […] Będąc odosobnionymi, musieliśmy szukać oparcia w klubach mniejszości narodowych. […]
Niemcy i oba kluby słowiańskie [Ukraiński i Białoruski] udzieliły nam poparcia bez wahań i bez żadnych zastrzeżeń. […] Dłuższą i nieco trudniejszą była rozmowa z Kołem Żydowskim, które obiecało wprawdzie swoje głosy, ale proponowało zarazem nasze wypowiedzenie się na temat stosunku do sprawy żydowskiej. Sądziłem, że jest to zbyteczne, wystarcza bowiem stwierdzenie, że w sprawie mniejszości żydowskiej […] stoimy na gruncie Konstytucji i demokratyzmu, czego rękojmią jest nasze dotychczasowe postępowanie. Na tym stanęło.
Warszawa, początek grudnia 1922
[Gabriel Narutowicz. Prezydent RP we wspomnieniach, relacjach i dokumentach, Warszawa 2004]
Stanisław Wojciechowski (poseł PSL „Piast”, kandydat na prezydenta)
Wobec dużego rozproszenia głosów, potrzebnych było aż pięć głosowań dla uzyskania wymaganej przez Konstytucję bezwzględnej większości. […] Gdy moja kandydatura odpadła w czwartym głosowaniu, klub „Piasta” postanowił w następnym głosowaniu oddać swoje głosy na Narutowicza. Taką samą decyzję powzięły głosujące dotychczas na mnie kluby NPR i PPS. Wobec tego wynik piątego głosowania nie ulegał wątpliwości. Narutowicz otrzymał bezwzględną większość głosów.
Warszawa, 9 grudnia 1922
[Stanisław Wojciechowski, Prezydent RP. Wspomnienia, orędzia, artykuły, Warszawa 1995.]
Z artykułu w „Gazecie Warszawskiej”
Przed gmachem sejmowym przez czas trwania Zgromadzenia Narodowego gromadziła się młodzież polska, czekając na rezultaty głosowania. Na wieść, iż prezydentem ma zostać Narutowicz, zwolennik Belwederu [Piłsudskiego], który uzyskał większość dzięki głosom Żydów, Niemców i innych „mniejszości narodowych” – z piersi młodzieży wydarł się żywiołowy krzyk: „Nie chcemy takiego prezydenta! Nie znamy go! Precz z Żydami!”.
Warszawa, 9 grudnia 1922
[„Gazeta Warszawska” nr 337/1922]
Stanisław Stroński (publicysta związany z ruchem narodowym) w artykule Ich Prezydent w „Rzeczpospolitej”
Czy pan Gabriel Narutowicz nie ma poczucia niewysłowionej krzywdy, jaką wyrządza narodowi polskiemu, przyjmując wybór dokonany z podeptaniem najsłuszniejszych zasad tego narodu, który walczył z pokolenia na pokolenie, aby sam, naprawdę sam o swych losach rozstrzygać? […] Wybór ten, zdumiewająco bezmyślny, wyzywający, jątrzący, wytwarza stan rzeczy, z którym większość polska musi walczyć i na podstawie którego żadną miarą nie stanie do pracy państwowej, bo byłoby to tylko utrwaleniem rozstroju i zagładą podstawowych pojęć, którymi stoją narody.
Warszawa, 10 grudnia 1922
[„Rzeczpospolita” nr 337/1922]
Adam Próchnik (działacz PPS, ławnik Rady Miejskiej w Piotrkowie Trybunalskim)
Na ulicach prowadzących do gmachu sejmowego zebrały się tłumy, […] przeważała młodzież. Posłów i senatorów zdążających na posiedzenie atakowano brutalnie, badano ich legitymacje, stwierdzano, do jakiego stronnictwa należą i zwolenników partii, które głosowały za Narutowiczem, nie puszczano do Sejmu. Kazano im zawracać, nie szczędząc przy tym obelg, szturchańców i szyderstw. […] Padły strzały rewolwerowe.
Warszawa, 11 grudnia 1922
[Adam Próchnik, Pierwsze piętnastolecie Polski niepodległej (1918–1933), Warszawa 1983.]
Adam Pragier (członek Rady Naczelnej PPS, poseł na Sejm)
Wyszliśmy przed Sejm, aby powitać nadjeżdżającego Prezydenta. Przybył w otwartym powozie, w otoczeniu plutonu szwoleżerów […]. Premier Julian Nowak stchórzył i nie chciał z nim jechać. Narutowicz miał kilka plam na płaszczu od grud brudnego śniegu, którym go obrzucono w Alejach Ujazdowskich; siedział prosto, z kamienną twarzą i uchylił cylindra w odpowiedzi na nasze powitalne okrzyki.
Ceremonia przysięgi była wstrząsająca w swojej ponurej grozie, w sali zapełnionej zaledwie do połowy, w świadomości, że przeżywamy chwile prawdziwego niebezpieczeństwa.
Warszawa, 11 grudnia 1922
[Adam Pragier, Czas przeszły dokonany, Londyn 1966]
Z artykułu w „Gazecie Warszawskiej”
Przetrwaliśmy niewolę obcą, potrafimy się wyzwolić i z sieci, w jakiej nas trzyma żydostwo przy pomocy, niestety, obałamuconej części naszego własnego społeczeństwa.
Do czynu! Do walki!
Warszawa, 12 grudnia 1922
[„Gazeta Warszawska” nr 339/1922]
Jan Skotnicki (malarz, dyrektor Departamentu Kultury i Sztuki w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego)
Orszak zwiedzających [wraz z Prezydentem Narutowiczem Salon Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych] obszedł prawą stronę sali i kiedy staliśmy przed zimowym pejzażem [Teodora] Ziomka, usłyszałem czterokrotny suchy trzask. […] Zauważyłem dziwny niepokój w sali i przedzierającego się przez tłum [malarza i byłego kierownika wydziału malarstwa i rzeźby w Ministerstwie Kultury i Sztuki Eligiusza] Niewiadomskiego. Trwało to wszystko sekundę, po czym spojrzałem na Prezydenta i zauważyłem, że patrzy na mnie zdziwionym wzrokiem i chwieje się. […] Upadł na mnie bezwładnie. Dociągnęliśmy go do kanapki, była jednak za krótka, wobec czego trzeba go było położyć na podłodze. Oczy miał otwarte, patrzył na nas i powoli, milcząco gasł.
Warszawa, 16 grudnia 1922
[Jan Skotnicki, Przy sztalugach i przy biurku. Wspomnienia, Warszawa 1957]
Eligiusz Niewiadomski w „ostatnim słowie” podczas procesu o zabójstwo Prezydenta
Gdyby Narutowicz przeszedł większością polską albo gdyby wyboru nie przyjął, zamachu by nie było. […] Nie ujawniam skruchy, przeciwnie – ujawniam pewną nadzieję, że echa moich strzałów dosięgną najdalszych zakątków ziemi polskiej, zapukają do wszystkich chat i do wszystkich serc, trafią nawet do obozów przeciwników, do tych uwiedzionych, nieświadomych komu służą, do szlachetnych i młodych serc, zbudzą ich sumienia, wątpliwości, czy służą dobrej sprawie, zbudzą ich czujność. […]
Do życia powracać nie pragnę, przynajmniej do życia mego ciała. Chcę, aby żył mój duch – to, co było moją myślą, moim uczuciem, co żyło w moich czynach i co przetrwa w moich pracach. […] Wystawiłem weksel, chcę go uczciwie spłacić. To jest moje ostatnie słowo.
Warszawa, 30 grudnia 1922
[Proces Eligiusza Niewiadomskiego, Warszawa 1923]
Jan Skotnicki
Po tych słowach Niewiadomski siadł wyczerpany na ławę. Sąd wyszedł, by za kwadrans ogłosić wyrok śmierci. Przyjął go Niewiadomski spokojnie, stojąc dalej z uśmiechem na ustach, gestem ręki uspokajając córkę i żonę znajdujące się w sali.
Warszawa, 30 grudnia 1922
[Jan Skotnicki, Przy sztalugach…]
Jan Baudouin de Courtenay (językoznawca, publicysta) w artykule w „Myśli Wolnej”
Pogrzeb [Niewiadomskiego] nosił na sobie wszelkie znamiona uwielbienia i hołdu, złożonych przez ojczyznę jej „wielkiemu synowi”. Odbywał się przy akompaniamencie łkań, płaczu i ryku, wydobywającego się z piersi i z gardeł „patriotów” i „patriotek”, czcicieli i czcicielek „niewinnie zgładzonej ofiary”.
Warszawa, luty 1923
[Jan Baudouin de Courtenay, Nie wolno kalać ust milczeniem, „Myśl Wolna” nr 3, 1923.]
Kazimierz Wierzyński (poeta)
Strzał mordercy trafił nie tylko Narutowicza. Od tej zbrodni zachwiała się raniona miłość w Piłsudskim. Od tego czasu zaczyna się w nim proces, w którym gniew i nienawiść biorą górę.
Warszawa
[Kazimierz Wierzyński, Pamiętnik poety, Warszawa 1991]
www.nieskonczenieniepodlegla.pl | www.karta.org.pl |
„Projekt współfinansowany w ramach sprawowania opieki Senatu Rzeczypospolitej Polskiej nad Polonią i Polakami za granicą”. |