Ateny chcą za pomocą testu wyeliminować nieinteligentnych urzędników. Nowy pomysł na kryzys: dzięki testowi z pytaniami zamkniętymi rząd chce wyselekcjonować urzędników i wyrzucić tych najsłabszych.
Oryginalny sposób Grecji na kryzys
Najważniejszy jest wybór tych najlepszych, a nie wyrzucenie najsłabszych urzędników.
Jak pisze „Die Welt”, rząd Grecji rozważa rozwiązanie problemu budżetu państwa za pomocą wprowadzenia testu na głupotę dla urzędników, aby pozbyć się kosztownej służby państwowej, a dokładnie 45 tys. osób. Oczywiście nie zostało to powiedziane w ten sposób, w ministerialnej reformie administracyjnej chodzi raczej o to, by wyodrębnić ten „najbardziej uzdolniony zespół ludzi” ze służby państwowej. Do tego według informacji różnych greckich mediów rozważana jest możliwość przeprowadzenia testu z pytaniami zamkniętymi drogą elektroniczną.
Również absolwenci uniwersytetów powinni poddać się testowi. Według danych gazety „Ta Nea”, testowana będzie nie wiedza techniczna czy specjalistyczna, ale wiedza ogólna. Prawdopodobnie będą też pytania, dotyczące umiejętności wydawania opinii i osądów.
Jednak mniej znaczące jest to, by znaleźć i wesprzeć tych najlepszych, tylko to, by wyeliminować słabszych i aby ich przenieść na listę tzw. „rezerwowych urzędników”.
Urzędnicy zatrzymają swoje honoraria
45 tys. urzędników zostanie zwolnionych, ale w rzeczywistości jednak będą oni otrzymywać swoje honoraria przez przynajmniej 3 lata albo tak długo, dopóki nie przejdą na emeryturę albo znajdą inną pracę.
Ważne są oszczędności
Na dalszym planie stoi to, że Ateny muszą zaoszczędzić 11,5 mld euro, bo tyle pieniędzy potrzeba, aby Grecja spłaciła długi Unii Europejskiej, Europejskiemu Bankowi Centralnemu i Bankowi Światowemu, ponieważ to dzięki tym pieniądzom pożyczonym z konieczności, Grecja wiąże koniec z końcem.
Sporny temat zwolnień
Planowane zwolnienia urzędników to kontrowersyjny temat w kraju. Uczucie strachu, które ogarnęło 770.000 urzędników przyczyniło się do tego, że podczas ostatnich wyborów parlamentarnych ku zaskoczeniu wygrała partia skrajnie lewicowa – Syriza.
Właściwie z jednej strony grecki inwestor zażądał zwolnienie 150 tys. urzędników, z drugiej strony zaś nowy rząd poprzez umowę koalicyjną ustalił, że nikt nie zostanie zwolniony, tylko ewentualnie w najgorszym przypadku przeniesiony.
Rezygnacja z umowy koalicyjnej
Omawiana teraz „rezerwa urzędników” przedstawia powrót do pomysłu rozreklamowanego przez prezesa rady ministrów – Antonisa Samarasa, podczas kampanii wyborczej. Proponował on wówczas, by osoby zatrudnione przez państwowe przedsiębiorstwa, były opłacane 3 lata po zwolnieniu. Istotnie, jak okazało się nie będą otrzymywać pełnej sumy. Wg aktualnych planów zostaną im wydane zasiłki dla bezrobotnych i byłoby to 70% ich pierwotnej pensji. Pomysł innego planu przedstawia już mniej niż 55% albo 60% pierwotnej kwoty.
W rzeczywistości plany pokazują rezygnację z umowy koalicyjnej, przynajmniej ze stanowiska, które narzuca lewica – a więc żadnych zwolnień.
Skrajnie lewicowa partia opozycyjna – Syriza mówi już o tym, że rząd nie przetrwa do końca roku. Eksperci wychodzą z założenia, że wiele zależy od głosów ze strony obywateli.
Zażarte dyskusje w rządzie
Na dniach parlament musi zagłosować nad dalszymi posunięciami i jeśli protesty będą się rozprzestrzeniać, może być tak, że mała, lewicowa koalicja partyjna będzie przed wyborami w położeniu między politycznym samobójstwem (wsparcie polityki oszczędnościowej), a ustąpieniem z rządu. W każdym razie dojdzie do wielu kłótni wewnętrznych między Pasok i Dimar, a więc także między trzema koalicjantami. Wewnątrz Dimar powinien zostać stworzony klub, który zakazałby prowadzenia rządów przez małe partie.
Jeśli szybko zmienią się te rzeczy, będzie jasne, że „rezerwa urzędników” stoi w sprzeczności w porównaniu z pisemnymi informacjami ministra administracji – Antonis Manitakis.
Wcześniej było za mało urzędników?
Tekst ukazuje zamiar lidera partii koalicyjnych, który to postanowił nikogo nie zwalniać. Chciałby raczej przenieść bezrobotnych urzędników do obszarów, gdzie potrzebne jest zapotrzebowanie, a nie tworzyć rezerwy urzędników dla zbędnej służby państwowej, by uleczyć całą administrację.
Manitakis pisze także, że Grecja nie ma za dużo, ale wręcz za mało urzędników. „Nie posiadamy wypełnionego ludźmi sektora publicznego, jest wręcz odwrotnie. W porównaniu z innymi krajami europejskimi Grecja ma najmniej pracowników zatrudnionych w sektorze publicznym.”.
Minister wypowiada się również przeciwko planowanym zmniejszeniom dotychczasowych pensji. „Jak długo jeszcze można obcinać pensje z 700 euro?”. Odpowiedź można znaleźć w nowym planie rządu, który prawdopodobnie zostanie wprowadzony. Wg niego zostaną wycofane pieniądze dodatkowe, które otrzymywano podczas urlopów i świąt.