Strona głównaRozmaitościZdrowie & UrodaSilne dzieci potrzebują silnych rodziców - nigdy odwrotnie

Silne dzieci potrzebują silnych rodziców – nigdy odwrotnie

Dziecko będzie czuło się dobrze tylko wtedy, gdy matka będzie się czuła dobrze. Co więcej, konsekwencja nie jest rozwiązaniem uniwersalnym! Dr Jan-Uwe Rogge już od 23 lat doradza rodzinom.

Prezentujemy wywiad z dr J.U.Rogge, który został przeprowadzony przez dziennikarzy portalu: www.wireltern.eu

 

Wir Eltern (My-Rodzice): Doktorze Rogge, telewizyjna Super Niania sadza wszystkie dzieci, które są nieposłuszne lub ciągle krzyczą, na schodku na tak długo, aż się uspokoją. Czy to na prawdę jest właściwa metoda?

Dr Jan-Uwe Rogge: Absolutnie nie. Taki time-out zdaje egzamin jedynie w sytuacji, kiedy kontakty z dzieckiem są dobre. Nie może być on jednak stosowany jako kara. Podobnie jest w judo, zasady są jasne. W przerwie obydwaj zawodnicy idą do neutralnych narożników, poprawiają swoje ubrania, kłaniają się i okazują sobie w ten sposób szacunek. Ta metoda jest jednak zupełnie nieodpowiednia dla dzieci, ponieważ one jej jeszcze nie rozumieją. Znacznie lepiej sprawdza się ona w przypadku nastolatków.

W.E.: Brzmi zachęcająco, ale czy sprawdza się w praktyce?

J.U.R.: Faza pierwsza to oddzielenie, dziecko lub rodzice usuwają się na bok. Faza druga musi mieć zawsze formę rozmowy. Sygnalizuje ona, że obie strony traktują się poważnie. Ale samo posadzenie dziecka na schodku, aż się uspokoi – to zupełne zaprzeczenie tej teorii!

Wszyscy na pewno pamiętamy, jak bardzo się wstydziliśmy, kiedy na lekcji kazano nam stać w kącie. Równie dobrze dziecko można zamknąć w pokoju.

W.E.: Czy to oznacza, że należy o wszystkim rozmawiać?

J.U.R.: Oczywiście nie. Rodzice muszą się dowiedzieć, dlaczego dziecko zachowuje się głośno i prowokuje. Dzieci przeważnie nic nie mówią kiedy są smutne lub złe. Zamiast tego – działają. Może zależy to tylko od braku ruchu. A może dziecko czuje się odtrącone ze względu na młodsze rodzeństwo. Wtedy trzeba położyć młodsze dziecko na trochę do łóżeczka. I częściej pomyśleć sobie: dzięki Bogu, że moje dziecko zwraca na siebie uwagę. Rodzice decydowanie za szybko przyklejają swoim dzieciom etykietkę: hiperaktywny albo nieczuły.

W.E.: Czyli dzieci muszą czasami dać upust swojej energii?

J.U.R.: Oczywiście! A w szczególności dzieci i młodzież ekstrawertyczna – chcą się ruszać, są głośni. Dzieci introwertyczne robią podobnie, ale inaczej radzą sobie z presją i stresem. Są jak żółwie – zamykają się w sobie, czytają. Trzeba szanować te odmienności. Nie wszystkie dzieci jest łatwo wychowywać, nie wystarczy samo wyznaczanie granic, niektóre dzieci są na nie po prostu zbyt żywiołowe.

W.E.: W związku z tym, że dzieci muszą się zachowywać wbrew swojej naturze, powstaje wiele problemów?

J.U.R.: Dokładnie tak. Rodzice, którzy ciągle porównują swoje dzieci do innych, bardzo często dostrzegają u nich jedynie wady. Uważają, że potrafią one jedynie wrzeszczeć, bić i być agresywne. Nie ma się, co dziwić, że dzieci zachowują się tak w każdej sytuacji. Bardzo często rodzice pamiętają tylko złe rzeczy, a kiedy zapyta się ich o jakieś pozytywy, nic im nie przychodzi do głowy. Skoncentrujcie się na pięknych chwilach, chwalcie się nimi.

W.E.: Ciężko to jednak przychodzi w sytuacji napadu agresji w supermarkecie…

J.U.R.: Uwolnijcie się od obowiązku bycia idealnymi. Nie zgadzajcie się na słodycze tylko dlatego, że sytuacja jest dla was upokarzająca! Dzieci zauważą to natychmiast, jeżeli ważniejsza jest dla was reakcja innych osób. Nie dajcie się zawstydzić pedagogiczną wiedzą osób stojących obok.

W.E.: Co należy w takim razie zrobić?

J.U.R.: Poprosić gapiów o pomoc! Nie wyobrażacie sobie nawet, jak szybko taka osoba wyjdzie ze sklepu! Zostańcie przy swoim dziecku, ta bliskość da mu oparcie. Nie pocieszajcie, najpierw zobaczcie, kiedy się uspokoi. Najlepiej jest ustalać reguły przed wyjściem na zakupy, np. że cukierki jemy tylko w domu. Musi to być jasne od początku, a nie ustalane zasad w sytuacji „kryzysu”. W przeciwnym razie stanie się to nagrodą.

W.E.: Jak ważna jest konsekwencja?

J.U.R.: Niedopuszczalna jest ciągła walka o władzę. Należy wcześniej się zastanowić, czy za dziecka żądaniami nic innego się nie kryje. Podczas zakupów może wcale nie chodzić o coś słodkiego, ale o to, że nasze dziecko wcale nie ma ochoty na chodzenie po sklepie. Konsekwencja wcale nie jest rozwiązaniem uniwersalnym.

W.E.: Jak w takim razie można przesuwać granice?

J.U.R.: Jeżeli dziecko nie lubi jeść przy pomocy sztućców, idę mu na ustępstwa. Wyznaczam jeden dzień w tygodniu, kiedy może ono nie używać sztućców. Dzięki temu nie ma ciągłych kłótni i życie rodzinne może przebiegać bez zakłóceń.

W.E.: Czy jest to zrozumiałe również dla małych dzieci?

J.U.R.: Reguły muszą być oczywiście odpowiednie do stopnia rozwoju. Ale nawet półroczne niemowlaki rozumieją stanowcze „NIE”,  kiedy do tego patrzy im się zdecydowanie w oczy. Natomiast z siedmiolatkami można przeprowadzić rozmowę – spokojną, uprzejmą, ale zdecydowaną. Nie należy używać pytań i skomplikowanych zdań.

W.E.: A co z tak popularnym „małym klapsem”?

J.U.R.: Każdy, nawet najmniejszy klaps jest wielką porażką. I to obojętne w jakim wieku! Poprzez klapsy nie wyznaczamy żadnych zasad. Pokazują one jedynie, że rodzice zostali wytrąceni z równowagi i są bezradni. Zdecydowanie zbyt często przymyka się na klapsy oko.

W.E.: Jak rodzice mogą sobie radzić w trudnych sytuacjach?

J.U.R.: Muszą zrozumieć, że nie są „tylko” rodzicami. W przeciwnym razie będą mieli uczucie, że chodzi jedynie o dzieci i one są wszystkiemu winne. Wszystkim rodzicom, także tym samotnym, przyda się kilka godzin albo cały wieczór bez dziecka, żeby móc zatroszczyć się o siebie. Nie ilość czasu spędzonego z dzieckiem się liczy, ale jego jakość! Jeżeli tego nie zrozumiemy, problemy zaczną się między pierwszym a drugim rokiem życia dziecka.

W.E.: Czy rodzice potrzebują więcej zachęty?

J.U.R.: Z pewnością. Rodzicom została prawie całkowicie odebrana wiara w to, że potrafią wychować własne dziecko. W tej kwestii muszą się oni zdać przede wszystkim na swój instynkt. I muszą sobie uświadomić jedno: jeżeli u mnie jest wszystko w porządku, u moich dzieci też będzie wszystko w porządku. Nie odwrotnie. Silne dzieci potrzebują silnych rodziców! Tylko wtedy da się wyznaczyć granice, ustalić zwyczaje.

W.E.: Dlaczego one są tak ważne?

J.U.R.: Zwyczaje są częścią dnia. Kiedy ich brakuje, ma to gorszy wpływ na zachowanie dziecka, niż brak granic. Wspólne posiłki, określone godziny snu, pobudki, zabawy – rodzice często z tego rezygnują myśląc, że wyrządzają tym dziecku krzywdę. Nie chcą niczego wymuszać, ale to lekkomyślne z ich strony. A dla dzieci jest to mylące, ponieważ one potrzebują zwyczajów, jako stałych punktów, które pomagają im w orientowaniu się w sytuacji.

W.E.: Od kiedy możemy dać dziecku więcej przestrzeni, na przykład kupując mu komórkę?

J.U.R.: Ma to sens tylko, jeżeli dziecko ma, co najmniej 10 lat. Rodzice też mogą się wtedy czuć spokojniejsi. Należy jednak pamiętać, że dzieciom w tym wieku wystarczy telefon na kartę,  jeżeli zbyt szybko wykorzysta limit, nie dokupujemy kolejnej karty. Inaczej jednak należy postępować z trzynastolatkami – oni muszą sobie sami kupić nową kartę. Tylko w ten sposób nauczą się, że nie mogą ciągle rozmawiać przez telefon.

W.E.: Jednak najpóźniej w okresie dojrzewania dzieci nie pozwalają sobie niczego powiedzieć…

J.U.R.: Za dużo swobody może też przerazić. Potrzebują oni trochę czasu, ponieważ te zasady dają im poczucie bezpieczeństwa i oparcia. Bardzo często młodzi ludzie testują rodziców, np. pytając czy mogą wrócić do domu o drugiej w nocy. Jednak w odpowiedzi nie chcą usłyszeć przyzwolenia, ale protest.

W.E.: Dlaczego? Czyż nastolatki nie marzą o bezgranicznej wolności?

J.U.R.: Pewna piętnastolatka powiedziała mi, że chciałaby, aby tata wyznaczał jej jakieś limity czasowe, ponieważ chce, aby o niej myślał, kiedy jej nie ma w domu. Wolność jednak powinna mieć jasno wyznaczone granice.

W.E.: Jednak większość rodziców zna raczej stwierdzenie „wszyscy inni mogą, a ja nie…”

J.U.R.: Kim są wszyscy? Zadzwonię do nich. Najczęściej padają wtedy słowa „Oczywiście mi nie wierzysz, jesteś beznadziejny”. Nic nie szkodzi. Trzeba jasno i zdecydowanie powiedzieć: „Może i jestem beznadziejny, ale i tak zadzwonię”. I niezależnie od zdania innych rodziców, należy pozostać przy swoim zdaniu. W ten sposób powstają piękne historie, z których później wszyscy śmieją się na weselu.

W.E.: A jeżeli dziecko nadal prosi „A może tym razem…”?

J.U.R.: W takim wypadku wspomniany time-out jest idealnym rozwiązaniem, nie ma lepszego w czasie dojrzewania. Najpierw dać sobie czas do namysłu a później przedyskutować temat. Jeżeli to nie pomaga, należy wyciągnąć względem dziecka jakieś konsekwencje. Jeżeli mamy do czynienia z dwunastolatką, która wszędzie rozrzuca swoje ubrania, mama może na przykład przestać prać jej rzeczy. Problem powinien się rozwiązać w ciągu dwóch tygodni. W najgorszym wypadku dopiero podczas pierwszego zakochania pokój będzie zawsze wysprzątany.

Dr Jan-Uwe Rogge (lat 60) jest socjologiem. Od 1985 roku udziela porad rodzinom a na jego wykładach dla rodziców prowadzonych zarówno w Niemczech jak i w innych krajach zawsze brakuje wolnych miejsc. Dr Rogge napisał w tym czasie także 15 książek poświęconych tej tematyce. Oto link do jego strony internetowej: http://www.jan-uwe-rogge.de/

opr.red. tłum.Agata Jankowska

nr

NAJNOWSZE

KUCHNIA

Informacje polonijne