Strona głównaAktualnościWywiady„Poprzez gwiazdy do celu” - rozmowa z ppor. Alicją Żejmo i ppor....

„Poprzez gwiazdy do celu” – rozmowa z ppor. Alicją Żejmo i ppor. Radosławem Małeckim

Młodzi adepci sztuki nawigacji z Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni wyruszyli w swój pierwszy długi rejs, by pod opieką oficerów, starszych kolegów nabierać szlifów w rzemiośle.  Jak wygląda życie na statku, z jakimi trudnościami muszą się zmierzyć podchorążowie i cała załoga statku przeczytacie w wywiadzie z ppor. Alicją Żejmo i ppor. Radosławem Małeckim.

Jesteście Państwo podporucznikami, czyli zajmujecie się szkoleniem nowej kadry?
A. Żejmo: Dokładnie. Jesteśmy młodymi oficerami, którzy są tutaj oficerami wachtowymi, ale szkolimy też młodych adeptów nawigacji, ponieważ jest to rejs astronawigacyjny, szkoleniowy dla podchorążych Akademii Marynarki Wojennej. I także na wachtach właśnie udzielamy im różnych lekcji oraz wprowadzamy ich do tego nawigatorskiego świata.

Marynarka jest zazwyczaj utożsamiana, kojarzona z mężczyznami a tu proszę, na pokładzie są również kobiety. Jak one sobie tam radzą?
A. Żejmo: (śmiech) Mamy już coraz więcej kobiet w polskiej marynarce wojennej, nie jest to już coś nowego, więc radzimy sobie bardzo dobrze, powiedziałabym, że nawet lepiej niż nasi koledzy, nawet na pewno lepiej ponieważ mamy jednak taki większy upór i chęć tego, żeby gdzieś tam sprawdzić się w funkcjach i w świecie typowo męskim.

Jakie wrażenie zrobiła na was Grecja i ogólnie rejon Morza Śródziemnego?
R. Małecki: Piękny rejon, pływanie czysta przyjemność. Przede wszystkim są tutaj warunki do przeprowadzenia tych zajęć z astronawigacji, żeby młodzi adepci mogli sobie poćwiczyć określanie pozycji na podstawie ciał niebieskich i ich pozycji. U nas na Bałtyku niestety takich możliwości nie ma, także to jest główny plan na to wyjście w ten rejon Morza Śródziemnego

Ile dokładnie trwa wasze szkolenie?
R. Małecki: Dokładnie 49 dni w morzu.

Czy to jest kadetów pierwszy wypływ w morze?
R. Małecki: Pierwsze dłuższe. Mają też swoje wyjście kandydackie, to jest wyjście na tydzień, na pierwszym roku. To jest praktyka już stricte nawigacyjna na drugim roku. Na okręcie  już jakby to rzemiosło, którego uczą się w szkolnych ławkach, wykorzystują w praktyce.

A. Żejmo: Tak, ale również jest to również trochę zaczerpnięcia tej wojskowości i tego co ich czeka po promocji, po 5 latach studiów, ponieważ to tutaj, na okrętach marynarki wojennej, będą służyli i będą musieli znosić trudy morza, przede wszystkim chorobę morską. To jest ich taka pierwsza weryfikacja, pierwsze zetknięcie z morzem, z różnymi stanami morza.

Jeśli chodzi o chorobę morską, to czy ona tym studentom mija, czy robią coś, żeby ją przemóc?
A. Żejmo: Niektórym przechodzi, a niektórzy mają ją do końca życia i niestety, trzeba z tym walczyć. Nie ma na to sposobu. Niektórym pomagają tabletki, a niektórym nie pomaga nic (śmiech). Niestety, jak to się czasem mówi w marynarskim żargonie: „trzeba oddać pokłon Neptunowi”. (śmiech)

Jak studenci generalnie sobie radzą na statku? Tak długi rejs to musi być stres i spore wyzwanie. Czy towarzyszą im jakieś lęki, zaburzenia psychiczne?
A. Żejmo: Oczywiście. Na początku pierwszy tydzień to jest takie „docieranie się” z kadrą oficerską, ale też załogą okrętu, ponieważ to załoga okrętu buduje nam tę pracę i okręt, i my byśmy bez nich nic nie zrobili. To oni nam wychowują tak naprawdę podchorążych jeśli chodzi o takie żołnierskie zachowanie, uczą jak należy trzymać szyk, porządek na takim okręcie, jak się należy na nim zachowywać, ponieważ to nie są takie normalne warunki jak na lądzie-tutaj trzeba uważać na każdy krok. Mamy też powiedzenie, że zawsze trzeba mieć jedną rękę dla okrętu, czyli zawsze musimy się czegoś trzymać, bo nigdy nie jest wiadome kiedy ta fala przyjdzie i nas zmiecie z okrętu. Jest dużo takich zasad, które na początku muszą zostać wpojone, więc wiadomo, że na początku może jest troszeczkę stres, ale jak już im te zasady wchodzą w krew, to pewne nawyki stają się naturalne i jest coraz łatwiej.

Jak się czują studenci po takich praktykach? Czy są z siebie dumni? Czy wzrasta ich pewność siebie?
R. Małecki: Oczywiście, że tak. To jest nie lada wyzwanie. Przede wszystkim rozłąką, brak zasięgu. Może wydaje się to abstrakcyjne, ale w dzisiejszych czasach to chyba największa przeszkoda i trud z jakim muszą się zmierzyć, że ten zasięg jest ograniczony albo całkowicie go nie ma i trzeba gdzieś tam współżyć ze swoimi kolegami z rocznika, i gdzieś tam te wachty pełnić, oddać się życiu okrętowemu. Tak naprawdę zaczynając od tego, że podchorążowie: przygotowują posiłki, wydają te posiłki, sprzątają, pełnią wachty, szkolą się, aż po udział w różnych okrętowych przedsięwzięciach, na przykład szkoleniach z ratownictwa w pasach ratunkowych, gdzie mogą się dowiedzieć, jak ten pas poprawnie założyć, jak działa tratwa, jak sobie poradzić w sytuacji, w której przytrafiło się jakieś zagrożenie uczą się prawdziwego, marynarskiego rzemiosła.

Jak wygląda sytuacja z prowiantem?
A. Żejmo: Mamy na okręcie chłodnię, więc jesteśmy w stanie zaprowiantować się na naprawdę długi czas, jednak przepisy pozwalają nam na zaprowiantowanie się na max 12-14 dni, więc port też tak musi być ustalony, żeby nam tych zapasów nie zabrakło. Dzisiaj przyjechały na przykład 3 ciężarówki z jedzeniem, wodą. Załadunek trwał ponad 3 godziny. Liczenie tego wszystkiego, to jest naprawdę duże przedsięwzięcie, zaopatrzenie tego okrętu we wszystko, co jest mu potrzebne. To nie tylko jedzenie, ale też paliwo, woda, odebranie ścieków… Więc to jest tak naprawdę duży, pływający hotel.

Jak hotel? A co można powiedzieć o ilości miejsca na tym statku? Ile przestrzeni ma jedna osoba?
A. Żejmo: Trzeba podkreślić, że nasza jednostka ma lekko ponad 72 m długości a na jej pokładzie żyją 123 osoby, więc przekładając to na metraż jedna osoba ma dla siebie naprawdę niewiele miejsca, więc są to trudne warunki. Jeszcze gdzieś trzeba cały ten prowiant przechować, musimy mieć magazynki itd. Jest to duże logistyczne wyzwanie. Tutaj w porcie pierwsze dwa dni są naprawdę bardzo ciężkie i pracowite, dopiero potem możemy odetchnąć.

Studenci zapewne podczas postoju statku w porcie mają czas wolny. Jak go spędzają?
R. Małecki: Dowódca za swojej kadencji wprowadził zwyczaj, że podchorąży nie są naszymi zakładnikami. Jest rano obowiązkowa zbiórka do podniesienia bandery. Rano podnosimy banderę, jest rozprowadzenie, dowódca określa co jest do zrobienia danego dnia i na przykład mówi, że dzisiaj przyjeżdża prowiant, po przyjęciu prowiantu załoga i podchorążowie mogą zejść, widzimy się następnego dnia o tej i o tej godzinie, i obowiązkowo wszyscy wstają na podniesienie bandery. Także ta faza portowa to jest czas odpoczynku, korzystania z dobrodziejstw jakie na nas czekają w portach no i też poznawanie kultury.

Zdążyliście już coś zwiedzić, zobaczyć podczas waszego pobytu w Patras?
A. Żejmo: No właśnie jeszcze nie. Przez to, że mieliśmy dwa dni takie naprawdę intensywne jeśli chodzi o paliwo, doprowiantowanie, więc tak naprawdę dopiero jutro jedziemy do Aten na wycieczkę i w przyszłych dniach jakaś plaża.

Jaki jest wasz następny kierunek?
Razem: Porto, Portugalia.
R. Małecki: Siedem dni przejścia morzem.
A. Żejmo: 4 dni w porcie.

R. Małecki: W międzyczasie tzw. chrzest morski dla adeptów, plus jeszcze załoga, która jest nowa, więc między innymi mnie też to czeka. Zgodnie z ceremoniałem morskim, stęplowanie i chrzest morski.

Opowiedzcie trochę więcej o chrzcie morskim.
A. Żejmo: Chrzest morski to bardzo ważne wydarzenie w życiu każdego marynarza. Ja miałam te chrzciny w zeszłym roku, bardzo miło je wspominam, po takich chrzcinach załoga przyjmuje do rodziny, więc jest to ważne, by każdy je miał.

Ja pamiętam chrzest z kolonii. (śmiech)
A. Żejmo: Mniej więcej tak samo to wygląda, tylko to jest wersja „hardcorowa” (śmiech). Trzeba to podkreślić, tutaj już nie ma zmiłuj, tutaj są dorośli ludzie, więc poziom trudności zadań trzeba utrzymać.

Czy studenci szybko przyzwyczajają się i dostosowują do nowej sytuacji, czy są może jakieś problemy z tym? Czy często się zdarza, że chcą wrócić na ląd?
R. Małecki: Nie. Myślę, że wiedzieli na co się piszą wybierając kierunki studiów, specjalności nawigacji czy mechaniki, mają kontakt ze starszymi kolegami, więc przychodzą już przygotowani. Wiedzą, czego się spodziewać.

Czy podczas rejsu pojawiają się ekstremalne warunki i czy są dla was mocno dokuczliwe?
A. Żejmo: Oczywiście, są ekstremalne warunki, zarówno stan morza, na przykład bardzo wysoka fala, chociaż teraz na szczęście pogoda nas oszczędziła, mieliśmy bardzo dobrą pogodę. Ale też dla nas, Polaków, warunki typu 40 stopni i ta blacha, która jest na okręcie. Nasz okręt nagrzewa się jak puszka i przez ten gorący klimat jest nam naprawdę ciężko. Ale jednak boimy się, że na przejściu z powrotem do naszego macierzystego portu złapie nas sztorm, takie są prognozy, więc wszyscy się musimy na to mentalnie przygotować na te trudne warunki, ale zobaczymy jak to będzie. Jesteśmy dobrej myśli.

Ten statek z tego co wiem ma około 50 lat. Czy on to wszystko dobrze wytrzymuje, nie pojawiają się jakieś poważne usterki, problemy techniczne?
R. Małecki: Ma dokładnie 47 lat. Załoga wkłada tyle trudu, wysiłku, poświęcenia, wyrzeczeń, by podtrzymać ten statek. To jest maszyna i ma prawo gdzieś tam jakaś mechaniczna niesprawność się pojawić, ale mamy na tyle wykwalifikowaną kadrę specjalistów, że są w stanie sobie ze wszystkim poradzić i przywrócić sprawność statku.

Z perspektywy podoficerów i dawnych studentów, jak patrzycie się na tych, których macie teraz pod sobą?
A. Żejmo: Tak naprawdę jesteśmy niewiele wyżej, ale jednak wyżej. Sami pamiętamy, jak byliśmy studentami więc mamy dla nich jeszcze trochę litości (śmiech). Bardzo ich nie męczymy, ale z kolegą chcemy ich przygotować tak naprawdę i mówimy im jak najwięcej takich praktycznych spraw. Nie liczy się dla nas to, żeby ktoś się nauczył jakiejś regułki na pamięć, tylko żeby umiał ją zastosować w praktyce, więc wszystkie zadania jakie im dajemy jeśli chodzi o nawigację i życie na okręcie są stricte praktyczne i to jest dla nas najważniejsze bo sami, jeszcze chwilę temu, uczyliśmy się i byliśmy przez naszych przełożonych dociskani jeśli chodzi o wiedzę i o to zachowanie wojskowe.

R. Małecki: Działkę teoretyczną zostawiamy wykładowcom z Akademii, a my tu bierzemy na warsztat i egzekwujemy część praktyczną.

Co jest waszym zdaniem najtrudniejsze jeśli chodzi o te praktyki?
A. Żejmo: Ciasnota i rozłąka z rodziną, to są dwie sprawy, które każdemu marynarzowi dokuczają. Obojętnie, czy jest to wojskowy czy jest to marynarz, który pływa w cywilu i myślę, że każdemu żołnierzowi, który służy gdziekolwiek.

Wracając do kwestii kobiecej-ile jest na ten moment kobiet na pokładzie?
A. Żejmo: Sześć podchorążych, dwie panie oficer i jeszcze dwie panie marynarz. Dziesięć kobiet na 123 osoby. Ok 10 %. Tu niestety parę pań z załogi musiało zostać w porcie z różnych przyczyn zdrowotnych.

Co byście powiedzieli, by zachęcić kolejnych rekrutów do wstąpienia w szeregi marynarki?
R. Małecki: Rynek jest teraz na tyle dynamiczny i atrakcyjny, że to jest nie lada wyzwanie, by skusić młodych adeptów, żeby się na to zdecydowali. To jest pasja tak naprawdę, to trzeba lubić, kochać i po prostu się temu oddać. Bo tak jak wspomnieliśmy, to są dni poza domem, dni rozłąki, nie lada wyczyn. Trzeba poświęcić naprawdę sporo czasu, żeby zostać nawigatorem i potem móc się spełniać.

A. Żejmo: Jest to wyzwanie nawet dla nas samych, ale też dla naszych rodzin, które muszą znosić te nasze trudy i humory, te wyjazdy.

A jeszcze tak na koniec, skąd Państwo jesteście?
A. Żejmo: Ja jestem z Olsztyna, z województwa warmińsko-mazurskiego.
R. Małecki: Ja z kujawsko-pomorskiego, z Brodnicy pochodzę.

Dziękuję za rozmowę.

Zdjęcia: Marzena Mavridis

NAJNOWSZE

KUCHNIA

Informacje polonijne