9 lutego w centrum kulturalnym Aten Onassi Stegi odbyło się spotkanie z Olgą Tokarczuk, polską laureatką literackiej nagrody Nobla za 2018 rok. Rozmowę poprowadził dziennikarz i recenzent książek Gregory Bekos, redaktor w wydawnictwie Kastanieotis, które wydaje w Grecji publikacje naszej noblistki.
Na spotkanie licznie przybyła publiczność, wypełniając salę amfiteatru mogącą pomieścić około 800 osób. Na widowni zasiadło kilkudziesięciu pisarzy greckich, w tym kilku najwybitniejszych z tych, którymi może poszczycić się Grecja. Nie zabrakło też licznie zgromadzonej Polonii, z ambasadorem Arturem Lampartem z małżonką na czele. Wielu czytelnikom niestety nie udało się zdobyć wejściówek, ale dla nich rozmowę transmitowano w internecie.
Na samym jej początku Olga Tokarczuk opowiedziała o tym, jak zaczęła się jej przygoda nie tylko z pisarstwem, ale z książkami w ogóle. – Książki nigdy nie są nudne – podkreśliła pisarka. – Zaczęłam czytać od najmłodszych lat. Mój ojciec pracował jako bibliotekarz, więc sporą część dzieciństwa spędziłam między regałami – opowiadała.
Noblistka wspominała również swoją mamę, która uczyła literatury i języka polskiego; córka nie poszła jednak w jej ślady i wybrała psychologię. Pracując z pacjentami, uczyła się słuchać ludzi. – Psychologia dała mi umiejętność wysłuchiwania ludzi; wrażliwości na mowę ciała. Pokazała mi rozległość wewnętrznych światów, które mamy, w które możemy wejść i które można eksplorować. Gdyby nie psychologia, nie czułabym się na tyle pewna siebie, by „wejść” w pisanie – przyznała. – Kiedy zaczynam pisać książkę, nigdy nie wiem, jak ona się skończy – dodała.
Prawdziwym przełomem w jej literackiej karierze był sukces trzeciej powieści pt. „Prawiek i inne czasy”, opublikowanej w 1996 r. Jej autorka zyskała wówczas rozgłos i powszechne uznanie; została też obsypana deszczem nagród. Była to też pierwsza jej publikacja przetłumaczona na język grecki. – To książka, która uczyniła ze mnie pisarkę. W niej zrozumiałam samą siebie i sposób, w jaki chciałabym opowiadać – mówiła artystka.
Z kolei „Bieguni” – jak zaznaczyła – opowiada o rosyjskiej sekcie gnostycznej, która ją zafascynowała. Książkę tę zaczęła pisać w formie pamiętnika, podczas swoich podróży. To jednak jej nie wystarczało. W trakcie swojego pobytu w Moskwie poznała historię sekty, której członkowie uważają, że dobrymi chrześcijanami jesteśmy jedynie wtedy, gdy pozostajemy w ruchu. Kiedy zaś się zatrzymujemy, narażeni zostajemy na działanie szatana. Dlatego też bieguni wciąż podróżowali, chodzili, jeździli – pozostawali w ciągłym ruchu i nigdzie nie zagrzewali miejsca. – Była to fascynująca metafora tego, że my, ludzie mamy tak głęboko wdrukowaną potrzebę ruchu, wykraczania poza granicę, sprawdzania nowych przestrzeni, że stanowi to bardzo ważny aspekt kondycji ludzkiej – zauważyła. – W słowie „bieguni” jest rdzeń, który wziął się od słowa „biegać”, „poruszać się”. Jestem szczęśliwa, że w języku greckim brzmi to tak pięknie: planites, a ma to związek z nieustannym ruchem planet – analizowała twórczyni.
Tokarczuk nawiązała też do swojej powieści kryminalnej „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, którą pisała już w sposób linearny – tak, aby móc nakręcić na jej podstawie film.
– Myślę, że istotą powieści jest wprowadzanie nas w trans. I tak też definiuję sobie powieść – jako tekst, który potrafi nas zagarnąć, niejako „ogłupić”, wprowadzić w trans do tego stopnia, że czujemy się w nim zatopieni. Natomiast opowiadanie traktuję jako tekst, który daje nam wgląd w rodzaj zmiany myślenia „oświecenia” – podsumowała twórczyni.
– Napisanie powieści kryminalnej wydawało mi się łatwe. Wszystko, co musisz zrobić, to kogoś na początku zabić, a na końcu „dowiedzieć się”, kto to zrobił – śmiała się noblistka. Na podstawie tego dzieła w 2017 r. Agnieszka Holland nakręciła film „Pokot”, a Brytyjczyk Simon McBurney wyreżyserował sztukę teatralną, którą grupa Complicité wystawiła na scenie Onassi Stegi. Artystka przyznała, że równolegle pracowała też nad wymagającymi obszernego researchu historycznego „Księgami Jakubowymi”, których napisanie zajęło jej osiem lat.
„Księgi…” powszechnie uznawane są za jej opus magnum. Tokarczuk opowiedziała o kilku latach badań i dokumentacji na temat działalności jej bohatera Jakuba Franka, charyzmatycznego przywódcy XVIII-wiecznej żydowskiej sekty, której członkowie – żyjący na terenach środowo-południowej Europy – uznawali go za Mesjasza. Warto przypomnieć, że Frank był kabalistą, próbującym zjednoczyć żydów, chrześcijan i muzułmanów. Autorka przyznała, że kiedy natknęła się na jego biografię nie mogła wyjść ze zdumienia, że jego losy nie zostały wcześniej opisane.
– Zadałam sobie pytanie, czy to możliwe, że ja, osoba wykształcona, dość obeznana z historią, nie znam historii tak istotnej dla polskiego poczucia tożsamości narodowej. Dlaczego nie uczymy się jej w szkole? – zastanawiała się artystka.

Olga Tokarczuk to niezmiernie miła, skromna i inteligentna osoba, która podczas rozmowy emanowała prostotą i ciepłem. Urzekła naszych greckich czytelników, a pod koniec spotkania podpisywała swoje książki, które kupić można było na miejscu – zdobyć egzemplarz z dedykacją i piękną pieczęcią. Dzieła te z języka polskiego tłumaczone są przez Aleksandrę D. Ioannidou i Anastasia Hatzigiannidis.
tekst, zdjęcia: Marzena Mavridis