Mały Kamil, 8 latek, bardzo…

„ Są chwile wielkiej  radości, które trwają długo ale  szybko się o nich zapomina,

Są jednak chwile prawdziwego szczęścia, które  trwają krótko, ale na zawsze pozostają w pamięci… „

Tomasz Dźwilewski

Jest 29 czerwiec 2008 roku godzina 21:20, na parkingu obok hotelu „Candia” zbiera  się grupka ludzi. Czekają na przyjazd autokaru z Polski, w którym będą dzieci z Domu Dziecka w Białymstoku. Na miejsce przyszły rodziny, które w tym roku będą gościły tych młodych ludzi u siebie w domu, próbując tchnąć w ich serca trochę rodzinnego ciepła i radości.

Czekający podzielili się na niewielkie grupki, nie wszyscy jeszcze się znają i z zainteresowaniem przyglądają się sobie nawzajem. Jedyny pan  zajmujący się organizacją, podchodzi od jednych do drugich, wita się ze wszystkimi i nawiązuje krótką rozmowę z każdym z nich, on zna tu wszystkich, poznał tych wspaniałych ludzi podczas przygotowania tegorocznej akcji. Z Upływem czasu rodziny zaczynają się poznawać, zbliżają się do siebie, zaczynają wspólną rozmowę. Najpierw nieśmiało wymieniają między sobą kilka nieistotnych uwag, ale już po chwili wspólnego oczekiwania nawiązuje się szczera i przyjacielska rozmowa. Od grupy oddala się kilku panów, którzy szukają gdzieś telewizora, dziś finał mistrzostw europy a przyjazd dzieci się opóźnia. Panie natomiast zupełnie nie zainteresowane piłką nożną nadal prowadzą luźną konwersacje. Co ciekawsze w ogóle nie jest poruszany temat dzieci z domu Dziecka, choć te panie, które po raz pierwszy biorą udział w tej akcji pewnie chciały by wiedzieć dowiedzieć się coś na ten temat. Obrotna pani organizatorka właśnie wychodzi z pomieszczenia na parkingu niosąc krzesło, podaje je pani w ciąży  i  oznajmia wszystkim oczekującym, że autokar jest już w Atenach ale są korki i będą za 15 -20 minut. Stoję z boku i napawam się tą chwilą, czerpię radość z dobroci tych ludzi, ich serdeczność i ciepło roznoszą się po parkingu i mam wrażenie, że też powinienem zrobić coś dobrego. Taka bezinteresowna pomoc musi pewnie sprawiać dużo radości. Aura tu jest prawie namacalna i wierzę, że ma ogromny wpływ na wszystkich, którzy znajdują się w pobliżu tego miejsca.  Jeżeli się dobrze zastanowić to jest to coś niesamowitego, ci ludzie pomimo wewnętrznego strachu przed nieznanym, postanowili odłożyć na bok swoje troski i potrzeby i wyciągnęli ręce w kierunku tych najmłodszych, dla których los niestety, ale nie był tak łaskawy.

” … gdy zobaczyłam go przy autokarze, jego twarz, wystraszone oczy zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam, czy podołam, wiedziałam ze chłopiec jest trochę „inny” choć nie wiedziałam dlaczego, musiałam patrzeć sercem , wyczuwać intuicyjnie, cała drogę do domu milczał…”.

Teraz , czekając na swoich gości, pewnie zastanawiają się jakie te dzieci będą, czy sobie poradzimy, a jak się za bardzo przywiąże? Dużo pytań, dużo niepewności ale oni wcale się nie boją, wiedzą, że te dwa tygodnie w rodzinnym cieple i miłości, na zawsze mogą zmienić życie tych dzieci. Fakt, że dadzą im radość i uśmiech dodaje im siły i rozwiewa wszelkie obawy.

”… po umyciu dzieci usiadłam z nimi w pokoju i jak co wieczór opowiadałam bajkę, z tym że na ten wieczór miałam specjalnie przygotowaną o dobroci, nadziei i  miłości,  słuchał a potem zadawał pytania, następne dni były coraz lepsze, otwierał się , widzieliśmy jego szczery uśmiech, radość , jego „problemy” zniknęły po 5 dniach, czuł ciepło, otworzył się całkowicie, mówił dużo  w ustach dziecka nie powinno być takich słów, bolesnych słów, nie, nie było w nim żalu był BÓL …”.

Już są – czyjś okrzyk wyrwał mnie z zadumy, autokar wjeżdżał właśnie na parking, serca zaczęły bić mocniej, mrowienie w żołądku i ciarki na całym ciele oznaczają, że będzie to niezapomniana chwila. Wszystkie rodziny zebrały się w gromadkę i z niecierpliwością wyglądają swoich nowych podopiecznych. Widzę łzy na twarzach jednej pani, jej znajoma podchodzi do niej i mocno ją przytula, zaschło mi w gardle, emocje rosną a serce zaczyna bić jeszcze mocniej. Organizatorka wchodzi do autokaru i prosi grupę o pozostania na swoich miejscach aż pozostali podróżni opuszczą pojazd. Za nią wchodzi pan organizator, też jest bardzo wzruszony i mocno przeżywa ten przyjazd, widać jak w środku poklepuje dzieciaki po plecach, coś tam do nich mówi i po chwili zapoznaje się z wychowawcami i opiekunami grupy. Jeszcze chwila oczekiwania, rodziny jakby mimowolnie zbliżają się do autokaru chcąc zobaczyć już swoich tak wyczekiwanych gości. Nareszcie wychodzą, ustawiają się wszyscy wokół swoich bagaży, czekają jeszcze na kilku maruderów. Organizator staje między jedną a drugą grupą, ledwo opanowuje emocje i lekko drżącym głosem mówi: „Witamy Was serdecznie, poznajcie państwo opiekunów grupy, to jest Pani Agnieszka i Pan Marek”. Jest ciemno i nie widać wyraźnie wszystkich twarzy, gdybym mógł podejść bliżej to na pewno dojrzałbym na tych twarzach dużo emocji. „Teraz wyczytam listę dzieci i rodzin u których będą gościć”, kontynuuje organizator widząc zniecierpliwienie na twarzach. Co sprawniejsi zabrali swoich maluchów i zaczęli się rozchodzić życząc pozostałym dobrej nocy. Jedynie słodka siedmiolatka nie chce puścić ręki opiekunki i szlochając powtarza, że ona chce być z panią Agnieszką. Przesympatyczna Pani, która ma gościć dziewczynkę u siebie, klęka obok niej i łapiąc ją za rączkę spokojnym głosem zaczyna tłumaczyć młodej damie, że nie ma się czego obawiać, że w domu czeka na nią jej córeczka i będą się razem bawić. Szlochająca dziewczynka nie daje się za bardzo przekonać i nadal nie chce puścić ręki swojej opiekunki, ale drugą rączką trzyma panią, która z nią rozmawia. Organizatorzy stoją obok i patrzą na tą sytuację, na twarzy jednego z nich pojawił się uśmiech, on już wie, że wszystko będzie w porządku, wie że dokonał słusznego wyboru powierzając dziewczynkę tej przesympatycznej rodzinie. Po chwili przychodzi córeczka, nowa koleżanka siedmiolatki, napięcie spada, młody gość powoli zaczyna akceptować swoich opiekunów. Krótka chwila na zapoznanie się i trzymając za rączkę nową koleżankę opuszcza parking. Jako ostatni oddalają się opiekunowie z organizatorami i dwójką chłopaków. Parking nagle opustoszał, stoję i wsłuchuję sie w ciszę jaka ogarnęła to miejsce, które jeszcze tak nie dawno było pełne różnych ludzkich emocji. Za dwa dni przyjeżdża jeszcze pięcioro dzieci z Domu Dziecka w Morągu, wiem, że i wówczas będzie panowała ta swego rodzaju atmosfera miłości i dobroci ludzkiej.

dzieckoMały Kamil, 8 latek, bardzo poraniony zamknięty w sobie, gdy zobaczyłam go przy autokarze, jego twarz, wystraszone oczy zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam ,czy podołam, wiedziałam ze chłopiec jest trochę „inny” choć nie wiedziałam dlaczego, musiałam patrzeć sercem , wyczuwać intuicyjnie, całą drogę do domu milczał, i te jego oczy biegające dookoła, jak „zastraszony zwierzak”  spał w pokoju z moim synkiem równolatkiem, po umyciu dzieci usiadłam z nimi w pokoju i jak co wieczór opowiadałam bajkę z tym ze na ten wieczór miałam specjalnie przygotowana o dobroci  nadziei  miłości, – słuchał a potem zadawał pytania, nastopne dni były coraz lepsze, otwierał się , widzieliśmy jego szczery uśmiech, radość , jego „problemy” zniknęły po 5 dniach ,,czuł ciepło, otworzył się całkowicie, mówił dużo  w ustach dziecka nie powinno być takich słów, bolesnych słów, nie nie było w nim żalu był ból.

Tydzień trwało bym pomogła mu zrozumieć że przytulanie, mówienie komuś że się go kocha, tęskni , nie jest złe i od tego dnia zyskałam drugiego synka, dostawałam buziaki ,mąż nosił ich na baranach, codziennie gdzieś byliśmy, cieszyło go wszystko,  z moim Miśkiem byli jak dwaj bracia, postanowiłam zabrać ich na Camping, to frajda dla dzieciaków, [ Kamil nie miał już „wpadek” ] dotarliśmy tam wieczorem, rozpakowaliśmy się , poszliśmy nad morze usiadłam z koleżanka w „knajpce” na plaży  zamówiłyśmy kawę , tonic ,do tego podano wodę w szklance, nie myślałam wtedy że ta „awaria” która przytrafi się za chwile ma cos wspólnego z naszym zamówieniem, po chwili musieliśmy wracać do campingu przebrać Kamila,  dalszy pobyt był super dzieci szalały w morzu, jadły jak głodne wilczęta i tryskały radością.

W poniedziałek już w domu usiedliśmy na tarasie i rozmawialiśmy Kamil mówił o swojej rodzinie, o mamie pijącej, śmierci taty, ojczymie a ja tłumaczyłam mu że tak nie musi być że  są domy gdzie nie ma alkoholu, gdzie ludzie nie wstydzą się mówić o miłości, gdzie można się śmiać, że teraz ma nas, że będziemy się kontaktować dzwonić do siebie , może uda się  na święta i wtedy wrócił do sytuacji z campingu powiedział  „wiesz ciociu ja się bałem na campingu jak tam piłaś”  ja na to „co piłam Kamilku?”  „no to białe w szklance, wódkę”     „to był tonic moja mama nie pije” odpowiedział Michałek  „co to tonic?” zapytał

Zrozumiałam skąd ta „awaria” na campingu, czułam się winna , jaki strach musiało przeżywać to dziecko, jakie lęki wyniosło z domu, co „zafundowali” mu rodzice , nagle zrozumiałam wszystko a potem było już tylko dobrze, tworzyliśmy wspaniałą rodzinę, Kamil był u siebie i tak się czuł, już nie pytał czy może się napić, zjeść loda-  „pełna samoobsługa” zżył się z psem , pokochał kota,,,,,,,,

Nadeszła sobota, szliśmy na ostatnie zakupy, zapytałam czy jest cos jeszcze co chciałby bym mu kupiła, fuknął NIE spojrzałam i znów zobaczyłam te oczy , sztywne spięte ciało, przykucnęłam, chyba z 10min tłumaczyłam mu jak jest nam bliski, że nie przestaniemy go kochać, że będę dzwonić, na każde wolne postaramy się go tu ściągnąć, powoli się uspokajał a ja pod osłona okularów chowałam łzy,,,,,,,,,

[2]

NAJNOWSZE

KUCHNIA

Informacje polonijne