Strona głównaAktualnościGrecjaDość wyrzeczeń bez nadziei

Dość wyrzeczeń bez nadziei

Gdyby sens istnienia Unii Europejskiej nie dał się w żaden sposób zakwestionować, Europejczycy łatwiej zgodziliby się na podejmowanie wysiłków, które są od nich wymagane. Wtedy mogliby się spodziewać, że sami na tym skorzystają.

W udzielonym niedawno wywiadzie francuski prezydent Francois Hollande przypomniał o pewnej niezwykle istotnej rzeczy, o której jednak dziś zbyt często się zapomina. Jego przesłanie? Istnieją granice wyrzeczeń, jakich domagać się możemy od zmagających się z kryzysem finansowym państw południa Europy.

Według prezydenta trzeba uniknąć zamienienia Grecji, Portugalii i Hiszpanii w wieczne „poprawczaki”. A żeby to osiągnąć, należy pokazać, że horyzont kolejnych cięć i wyrzeczeń nie będzie się przesuwał w nieskończoność, że w oddali rysuje się nadzieja.

Nawet najbardziej pobieżna znajomość ludzkiej psychologii sprawi, że przyznamy Hollande’owi słuszność. Negatywna motywacja, połączona z odroczoną gratyfikacją, nie okażą się raczej środkami, które pomogą nam osiągnąć cel. Ludzie muszą dostrzec światło na końcu tunelu – zobaczyć, że przyszłość oferuje im jakąś nagrodę za dzisiejsze cierpienia.

Pesymizm, tak powszechny na południu Starego Kontynentu, wynika właśnie z faktu, że takiej nagrody nie widać. Pogarszające się samopoczucie konsumentów oraz malejące środki, jakie gospodarstwa domowe przeznaczyć mogą na zakupy, pogłębiają jeszcze recesję. Prognozy dotyczące terminu wyjścia z kryzysu nieustannie przesuwają się w przyszłość. Ci, którzy muszą wziąć na swoje barki ciężar wyrzeczeń, tracą nadzieję.W dziejach świata koncepcja ofiary splatała ze sobą teologię i ekonomię.W świecie antycznym ludzie nierzadko składali krwawe ofiary bóstwom. Wierzyli, że w ten sposób je przebłagają. Miało to przynieść dobre plony lub też ochronę przed złymi duchami.

Krew, pot i łzy
Chrześcijaństwo, ze swoją wiarą w Chrystusa, który poświęcił się na krzyżu, by odkupić grzechy ludzkości, odwróciło dotychczasową ekonomię poświęcenia. W tym przypadku boskie cierpienie służy jako przykład altruistycznego upokorzenia się – ma to być sposób na zniesienie ziemskiego cierpienia.Mimo postępującej sekularyzacji, przekonanie, że nagroda, lub sukces, wymaga poświęceń, wbiło się na dobre w europejską świadomość kulturową.

Weźmy koncepcję umowy społecznej. To wytwór filozofii Oświecenia mający dać państwu teoretyczną podstawę legitymizacji, która nie odwoływałaby się do prawa boskiego. Przesłanka jest tu prosta – każdy obywatel poświęca nieco ze swojej osobistej wolności w celu zapewnienia pokoju i dobrobytu dla ogółu społeczeństwa. W konsekwencji liderzy polityczni, i tak było zawsze, wymagali od nas, byśmy zrezygnowali z osobistych swobód w imię większych, zeświecczonych, całości – takich jak naród czy państwo.

Obywatele zwykle się zgadzali. W swoim pierwszym przemówieniu skierowanym do posłów zasiadających w brytyjskiej Izbie Gmin, premier Winston Churchill przyniósł swemu znękanemu wojną narodowi nadzieję. A zrobił to, informując, że Wielka Brytania ma temu narodowi do zaoferowania jedynie „krew, pot i łzy”. Mając w pamięci to wszystko, możemy czuć się zaskoczeni, że tym razem retoryka poświęceń nie przynosi spodziewanych efektów. Niektórzy komentatorzy twierdzą, że winny jest spadający poziom społecznego zaangażowania. Coraz bardziej liczy się jednostka, która pod względem ważności wyprzedza wszystko inne, w tym system polityczny.

Cierpienie zamiast utraconego dobrobytu
Ale opór mieszkańców południowej Europy wobec zaciskania pasa nie bierze się z niechęci do ponoszenia ofiar. Rzecz w tym, że mieszkańcy Starego Kontynentu doszli do przekonania, iż poświęcenia, jakich wymagają od nich przywódcy, nie służą wcale interesom obywateli. Churchill dał Brytyjczykom coś, czego mogli z niecierpliwością wyglądać – zwycięstwo. To dlatego, że każda ofiara, która pozbawiona jest jasnego celu, nie ma sensu.

Fundamentem Wspólnoty Europejskiej miał być dobrobyt. Po tym, jak okres gwałtownego rozwoju gospodarczego dobiegł końca, liderzy na Starym Kontynencie zaczęli mówić o zagrożeniu nieporównywalnie większym aniżeli zaciskanie pasa, o destabilizacji zadłużonych państw, po której nadeszłoby ogłoszenie niewypłacalności, a w konsekwencji – wyrzucenie ze strefy euro. Efekt? Zapaść gospodarcza, polityczna i społeczna.

Tyle że ta nowa retoryka nie trafia na podatny grunt. Wszystko przez to, że dwudziestopierwszowieczna wersja „New Deal” niesie ze sobą coraz to nowe cierpienia połączone ze słabnącą ochroną socjalną. A to gwałci podstawowe zasady umowy społecznej.

Podczas gdy mieszkańcy Europy namawia się dziś do poświęcenie swego standardu życia, a nierzadko nawet podstawowych środków do przeżycia, międzynarodowe koncerny mają się doskonale.

Warunki, jakie narzuciła „trójka” (Komisja Europejska, Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy), sprowadzają się do jednego – do odraczanej w nieskończoność naprawy porwanej siatki zabezpieczeń społecznych. Mimo to poszczególne rządy twardo wprowadzają kolejne środki pogłębiające jeszcze poczucie niesprawiedliwości. Przykład? W przyszłym roku w Portugalii zmniejszy się liczba progów podatkowych – z ośmiu do pięciu. Efektem będzie zubożenie klasy średniej.

Tradycyjnie ofiara często rozumiana była jako wyrzeczenie się ciała. W imię wartości duchowych zapierano się przyjemności, podstawowych potrzeb, a nawet samego życia.

Dziś dyskurs poświęcenia wciąż jest w naszej kulturze obecny. Tyle że po logice, na jakiej się przez tysiąclecia zasadzał, nie ma już śladu. Liderzy Starego Kontynentu muszą podarować swoim obywatelom nową nadzieję. Stawka jest poważna. Jest nią legitymizacja Europy „postnarodowej” – takiej, która opiera się na obecnym w traktacie lizbońskim zobowiązaniu Wspólnoty do „promowania dobrobytu wśród obywateli”.

logo presseurop

NAJNOWSZE

KUCHNIA

Informacje polonijne