– Podnieśmy sztandar niepodległości! Skończmy z okupacją Grecji przez bankierów! – wzywa sędziwy bohater narodowy Manolis Glezos. W lekko histerycznej atmosferze Grecy szykują się do kluczowych wyborów.
W 1941 roku Glezos zerwał swastykę z Akropolu, a dziś pragnie wyzwolenia przez lewicową SYRIZ-ę. Ale nawet jej zwolennicy przestają wierzyć w „pełną wolność” od cięć żądanych przez UE i MFW.
– Albo nasza wygrana, albo Grecja będzie musiała wrócić do drachmy – straszy Antonis Samaras, szef konserwatywnej Nowej Demokracji. – Anulujemy porozumienia poprzednich rządów Grecji z UE i MFW o drakońskich oszczędnościach budżetowych. Zamrozimy wypłacanie odsetek od greckiego długu – obiecuje Aleksis Tsipras, przywódca mocno lewicowej partii SYRIZA. Oba ugrupowania idą łeb w łeb (zdobywają po 25-27 proc. głosów) w ostatnich badaniach opublikowanych, nim przed tygodniem zaczęła się przedwyborcza cisza sondażowa. Choć jednak politycy uderzają w coraz wyższe tony, to o zwycięzcy 17 czerwca mogą zdecydować ci wyborcy, którzy straszenie drachmą lub rewolucyjne obietnice biorą nie całkiem serio.
SYRIZA, czyli bunt
W majowych wyborach parlamentarnych, po których greckim partiom nie udało się sklecić koalicji rządowej (stąd nowe wybory), ponad 65 proc. Greków głosowało na ugrupowania żądające zerwania ciężkiego programu reform bądź przeprowadzenia w nim poważnych zmian, choć trzymanie się programu jest warunkiem pożyczek pomocowych dla Grecji od eurolandu i MFW, czyli łącznie 240 mld euro w latach 2010-14. Gwiazdą wyborczego buntu przeciw rygoryzmowi budżetowemu stała się wówczas SYRIZA, która zajęła drugie miejsce po Nowej Demokracji. – To był bunt Greków przeciw staremu systemowi politycznemu. Nie tylko przeciwko cięciom, ale także przeciw tradycyjnym partiom, które przecież i Grecy, i zagranica oskarżają o wpędzenie naszego kraju w kryzys. O korupcję, o kolesiostwo, o nieudolność – tłumaczy socjolog Christoforos Wernardikis.
Jednak doskonale świadoma zepsucia greckich elit Europa stawia teraz na „starą” Nową Demokrację, bo widzi w niej jedyną zaporę przeciw Tsiprasowi grożącemu wywróceniem programu naprawczego UE i MFW dla Grecji. Rządzący w Berlinie, Brukseli, a nawet w Paryżu (mimo zmiany prezydenta) nie wskazują wprost na Tsiprasa jako na śmiertelne zagrożenie dla przyszłości Aten, ale de facto wprost grożą Grekom, że jego rządy sprowadzą na nich katastrofę. Mają nadzieję, że Grecy pójdą w ślady Irlandczyków, którzy w niedawnym referendum zatwierdzili pakt fiskalny (dyscyplinuje budżety, ale przede wszystkim jest symbolem ostrego zaciskania pasa) mimo zmęczenia oszczędnościami, lecz ze strachu przed odcięciem europejskiej pomocy.
Grecy się nie boją
Sęk w tym, że choć ok. 80 proc. Greków nie chce porzucać euro, to zdaniem socjologów przykład Irlandii ma teraz dla nich niewielkie znacznie, a spora część potencjalnych wyborców SYRIZ-y uważa, że w alarmistycznych ostrzeżeniach ze strony Europy (i Nowej Demokracji) jest dużo blefu. Tworzą nawet internetowe prześmiewcze filmiki, na których greccy i unijni politycy straszą, że „po zwycięstwie SYRIZ-y planeta Ziemia zostanie usunięta z Układu Słonecznego”. – Niemcy i reszta nie wyrzucą nas z eurolandu. Konsekwencje ” Grexit” dla całej unii walutowej byłyby zbyt dramatyczne. Ze strachu przed efektem domina pójdą na ustępstwa – przekonuje swych zwolenników Tsipras. A gdy grecki bank centralny i były premier Lukas Papademos uprzedzają Greków, że bez pożyczek pomocowych Atenom już w lipcu zabraknie pieniędzy na wypłaty, to Tsipras demagogiczne odpowiada, że budżet będzie miał pieniądze, kiedy zamrozi obsługiwanie długu.
Tsipras wypomina Europie, że większość kredytów pomocowych od eurolandu i MFW trafia w tych miesiącach do sektora finansowego i na obsługę starych długów wobec krajów euro i Europejskiego Banku Centralnego (to prawda), więc kraje euro „nikomu nie robią łaski”, bo pomaganiem Grecji nazywają przekładanie pieniędzy z kieszeni do kieszeni. – To pomoc dla banków, a nie dla Greków – powtarza szef SYRIZ-y. Nie wdaje się w ryzykowne dla siebie rozważania, co będzie z grecką gospodarką, jeśli bez pomocy UE runą także greckie banki.
– Program Tsiprasa nie jest spójny. Jednak nie wszyscy Grecy, którzy głosowali w maju i znów będą głosować na SYRIZ-ę w czerwcu, to ludzie nagle nawróceni na skrajną lewicę – przekonuje grecki dziennikarz Kostas Kellergis. Wielu z nich burzy się przeciw starym partiom, które – jak twierdzą – przyjmowały bez żadnej dyskusji reformy narzucane z Brukseli, i chce Tsiprasa, który pomimo buńczucznych zapowiedzi – jak wierzą – reform nie zerwie, lecz będzie je tylko tak renegocjować, żeby zapewnić wytrwanie Grecji w strefie euro. Radykalizm Tsiprasa postrzegają jako kartę przetargową, która pozwoliłaby Grecji uzyskać w Brukseli złagodzenie cięć.
– Jeśli myśleć racjonalnie, to należałoby stawiać właśnie na taki scenariusz z Tsiprasem, który spuszcza z tonu po swojej ewentualnej wygranej. Tyle że sytuacja może wymknąć się spod kontroli. – mówi wysoki unijny dyplomata.
Ryzyko jest bardzo duże, bo choć zwycięska partia w Grecji dostaje premię w postaci 50 dodatkowych mandatów w 300-osobowym parlamencie, to – niezależnie, czy wygra Nowa Demokracja, czy też SYRIZA – żadna z nich nie ma najmniejszych szans na rząd jednopartyjny. Nowej Demokracji, która od majowych wyborów sama zdążyła obiecać Grekom „znaczne korekty” w programie cięć, może nawet nie wystarczyć koalicja z drugą partią środka PASOK. – Także nowe wybory mogą nie przynieść Grecji rozstrzygającego werdyktu. Partie będą chciały zawiązać jakąś koalicję, bo zwykli Grecy nie wytrzymaliby kolejnych wyborów, ale to nie oznacza, że będziemy mieć zdecydowany wynik „za” reformami bądź „przeciw” nim – tłumaczy grecki politolog Jannis Lulis. Mogą zacząć się straszne partyjne targi, a rząd w każdej konfiguracji będzie chciał od Brukseli zmian w programie naprawczym. I każdy rząd będzie prowadził na ten temat ostre wewnątrzkoalicyjne wojny.
Czy jednak euroland i MFW zechcą wtedy zmodyfikować swoje żądania? Raczej tak, ale nie na dużą skalę. – Potrzebna jest elastyczność i gotowość do kompromisu wobec Grecji. Przecież nikt dzisiaj nie jest w stanie przewidzieć konsekwencji jej wyjścia z eurolandu – mówi Danuta Hübner, b. polska komisarz UE.